piątek, 20 czerwca 2014

Grunt to się nie poddawać

 
Nie będę owijać w bawełnę, bo wiem, że nie ma to najmniejszego sensu. Przez cały ten czas, jaki upłynął od ostatniego rozdziału, zastanawiałam się nad tą historią. Nad tym co się dalej stanie z bohaterami, co zrobić, żeby nie stało się to monotonne, ale i przesadzone. Bijąc się z własnymi myślami, doszłam do wniosku, że potrzebuję trochę czasu. Krótkiej przerwy, gdzie będę mogła nieco odpocząć od tego opowiadania. Nie ukrywam, że troszkę już zabrakło mi pomysłów, stąd też te całe "wakacje", o ile tak to można nazwać. Na dzień dzisiejszy pragnę dokończyć tą historię, ale nic tutaj nie zdziałam, pisząc rozdziały na siłę. Dlatego też przystopuję trochę i na spokojnie rozważę, co będzie najlepsze dla tego bloga. Nie chcę zostawiać go bez żadnego zakończenia. Nie chcę również Was ciągle trzymać w niecierpliwości, a wiem, że często się to zdarzało.
Dlatego ogłaszam wszem i  wobec, że robię sobie miesięczną, góra dwumiesięczną, przerwę.
Mam nadzieję, że mimo tego pozostaniecie ze mną i  jeszcze wrócicie tutaj ;)
 
PS Co myślicie o tym, żeby ostatni rozdział, był takim jakby zakończeniem tomu pierwszego opowiadania?
 
PS2 Serdecznie zapraszam na mój nowo założony blog, gdzie obecnie będzie można mnie znaleźć:
 
>KLIK<
 
 
Jeszcze tu wrócę i narozrabiam! :)

środa, 4 czerwca 2014

Rozdział 17


"Chyba jestem od ciebie uzależniona"

           - Kim my tak naprawdę dla siebie jesteśmy, Zayn?
Czułam jak istniejąca pomiędzy nami cisza, robi się coraz bardziej przytłaczająca. Miałam dziwne wrażenie, że szaleńcze bicie mojego serca, można było usłyszeć nawet z drugiego końca pomieszczenia. Ledwo panowałam nad swoim urwanym oddechem i sama już nie wiedziałam, gdzie powinnam podziać swój zagubiony wzrok. Czułam na sobie palące spojrzenie Zayna, który ze zmarszczonymi brwiami przyglądał się mojej osobie, zapewne analizując pieczołowicie w myślach moje spontaniczne pytanie.
Nie planowałam tego powiedzieć. Sądziłam, że skończy się to tak jak zawsze - czyli ja ulegnę, a mulat przytuli mnie i oboje udamy, że nie było żadnego cholernego problemu. Nie jestem w stanie nawet określić, kiedy dokładnie te słowa opuściły moje usta. To się stało tak szybko, niespodziewanie. Ale nie żałuję. Muszę sobie wszystko na spokojnie poukładać. Muszę wiedzieć, poznać prawdę. Nawet jeśli będzie oznaczać to wielkie rozczarowanie.
            Szatyn westchnął ciężko, pocierając palcami swoją szczękę, na której tradycyjnie znajdował się kilkudniowy, męski zarost. Mruknął pod nosem parę niezrozumiałych słów, po czym chwycił delikatnie moją dłoń i bez słowa poprowadził za sobą, prosto na taras. To z jaką czułością splótł nasze palce... To było coś niesamowitego. Jego uściski zawsze były mocne, wręcz zaborcze. A ten, ten był zdecydowanie inny. Delikatniejszy. Przyjemniejszy.
           Chłopak zatrzymał się tuż przy drewnianej barierce, odwracając mnie do siebie tyłem, przez co miałam idealny widok na pięknie oświetlony ogród, o który zawsze tak starannie dbała Eliz. Zayn stanął tuż za mną na tyle blisko, abym spokojnie mogła poczuć za plecami jego twardą klatkę piersiową. Wstrzymałam mocno oddech, gdy rozpuścił moje włosy i przeczesał je powolnie swoimi palcami, odrzucając je na moje lewe ramię.  Położyłam dłonie na barierce, zaciskając je na niej nieco mocniej, aby w jakiś sposób rozładować swoje napięcie.
            - Zamknij oczy - polecił swoim niskim głosem. Zerknęłam na niego niepewnie, marszcząc przy tym swój nos.
- Zayn...
- Zaufaj mi - dodał szybko, na co przytaknęłam lekko głową. Ponownie spojrzałam się przed siebie, po czym powolnie przymknęłam powieki, czując jak wszystkie inne zmysły zaczynają pracę na pełnych obrotach. Byłam w stanie usłyszeć bicie swojego serca. Czułam na swoim ramieniu ciepły, miętowy oddech Malika, który przyprawiał mnie o gęsią skórę. To było coś... innego. - A teraz powiedz mi, co widzisz? - spytał spokojnie, zapewne lustrując mnie swoim ciemnym spojrzeniem. Przełknęłam nerwowo ślinę, marszcząc czoło w mocnym zdezorientowaniu. Nie rozumiem.
- Nic - odparłam niepewnie, nie bardzo potrafiąc odgadnąć jaki cel miał w tym chłopak. Szatyn przysunął się do mnie nieco bliżej, muskając swoimi opuszkami palców moje nagie ramiona.
- Właśnie - stwierdził niemal niesłyszalnie, na co instynktownie otworzyłam oczy. - Tak wygląda mój świat bez Ciebie - wyszeptał, cofając się o krok do tyłu. Rozchyliłam niedowierzająco wargi, czując jak krew zaczęła szybciej krążyć w moich żyłach. Serce boleśnie obiło się o moje kruche żebra, a oddech zupełnie gdzieś zniknął, pozwalając skupić się jedynie na tym, co przed chwilą usłyszałam. "Tak wygląda mój świat bez Ciebie" - odbijało mi się echem po czaszce, próbując w jakiś sposób trafić do mojego powolnego mózgu. Czy on to naprawdę powiedział? Czy Zayn  Malik, wyznał mi właśnie coś takiego?

            - Uwielbiam Cię, Twój głos, Twoje oczy i uśmiech. To jak sprawiasz, że gdy nawet jestem na Ciebie zły, momentalnie się uśmiecham. Uwielbiam Cię, bo pomimo moich humorków, kłótni i ataków złości, jesteś nadal i chcesz być. Bo nadal chcesz mnie poznawać. Bo rozumiesz mnie jak nikt inny. Uwielbiam Cię, bo jesteś kimś wyjątkowym, wspaniałym i niesamowitym, bo nigdy nawet nie marzyłem, aby mieć przy sobie kogoś tak idealnego, jak Ty.
Do oczu napłynęło mi stado łez, przez które nie byłam w stanie nic zobaczyć. Pomachałam niedowierzająco głową, gwałtownie odwracając się do niego przodem, czepiając się go z całych sił w pasie, pragnąc już zawsze pozostać w takiej pozycji. Chłonęłam jego ciepło. Jego niesamowity zapach, kojący moje zszargane zmysły. Palce kurczowo zaciskałam na materiale od ciemnej koszulki chłopaka, bojąc się, że wszystko lada moment może się rozpłynąć wraz z Zaynem. Załkałam prosto w jego tors, czując nieopisaną radość, gdy poczułam jego znajomy dotyk. To tego mi właśnie brakowało. Tego potrzebuję. Mój osobisty narkotyk, bez którego jestem nikim.
           - Chyba jestem od ciebie uzależniona - zaśmiałam się przez łzy, zadzierając głowę do góry, od razu napotykając jego czekoladowe tęczówki, w których widoczna była czułość i troska. Jego usta wygięły się w lekkim uśmiechu, gdy potarł kciukiem mój mokry policzek.
- Wiem, że spieprzyłem - wychrypiał, marszcząc przy tym delikatnie czoło. - Ale chcę to naprawić - dodał, przesuwając opuszkami po mojej drżącej dolnej wardze. - Pozwolisz mi? - spytał poważnie, nieco mocniej przyciskając mnie do siebie, zupełnie jakby się bał, że moja odpowiedź będzie przecząca. Pociągnęłam nosem, ręką odnajdując jego dłoń i splatając nasze palce razem. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Zacznijmy od nowa - powiedziałam pewnie, zadzierając nieco wyżej głowę. Jego usta wykrzywiły się w szerokim uśmiechu, a kciuk potarł opiekuńczo moje kostki.
Po raz pierwszy od tych kilku tygodni byłam szczęśliwa. Tak prawdziwie.

~*~
       Dwa tygodnie później

            Znacie to niesamowite uczucie? Kiedy czujecie, że jesteście w stanie zrobić wszystko, że żadne problemy was nie dotyczą, nic nie jest w stanie zburzyć waszego szczęścia. Napawacie się codziennością, cieszycie się z tych krótkich chwil, które jesteście w stanie spędzić z tą ukochaną osobą. Macie wrażenie, że unosicie się nad ziemią, zadowala was otaczająca was rzeczywistość.
To właśnie tak się czuję teraz. Zupełnie jakbym stała się jakąś inną osobą. Każdego ranka budzę się z niesamowitą świadomością, że gdy otworzę powieki, lada moment ujrzę Zayna. Jego zmierzwione włosy, hipnotyzujące oczy, figlarny uśmiech, seksowne usta... To wszystko było moje. I co najlepsze, z nikim nie zamierzałam się tym dzielić.
            Objęłam mocno dłońmi gorący kubek, w którym parowała aromatyczna, zielona herbata, powoli unosząc go do ust i upijając kilka ostrożnych łyków, starając się nie poparzyć języka i podniebienia. Poczułam jak po przełyku przesuwa się przyjemne ciepło, które chwilę później rozprzestrzeniło się po moim ściśniętym żołądku. Przymrużyłam powieki, oblizując kącik swoich warg, słysząc cichy, męski śmiech, na który automatycznie zareagowałam. Przeniosłam swoje brązowe tęczówki na postać Zayna, który stał w wejściu do kuchni, opierając się swoim ramieniem o futrynę, przez co wyglądał cholernie seksownie. Jego ciemne włosy roztrzepane były w niewyobrażalnym nieładzie, czekoladowe tęczówki wpatrzone były prosto w moje, a usta układały się w lekkim, cwanym uśmieszku, na co moje serce zareagowało z zawrotną szybkością.
            - Co cię tak bawi? - uniosłam brew ku górze, odstawiając kubek na połyskujący, kuchenny blat. Kącik jego warg zadrgał figlarnie, a w oczach pojawiły się znajome iskierki.
- Ty, Ptaszyno - rzucił prosto z mostu, lekko odbijając się od framugi. Zrobił dwa kroki do przodu, bardzo dobrze wiedząc, że wzbudzi w tym we mnie niesamowitą falę uczuć. Ze zgryzioną wargą lustrowałam tęsknym spojrzeniem jego duże, ciepłe dłonie, które tak niemoralnie pragnęłam poczuć na swoim ciele.
- Nie wiedziałam, że potrafię być taka zabawna - odparłam zaczepnie, przekrzywiając minimalnie głowę w prawą stronę. Jego usta zadrgały niebezpiecznie i nim zdążyłam się obejrzeć, moje pośladki przyciśnięte były do krańca stołu, natomiast klatka piersiowa szatyna z upartą natarczywością napierała na moje piersi, które automatycznie zareagowały na to zbliżenie. Wstrzymałam mocno powietrze, gdy nasze spojrzenia się ze sobą skrzyżowały. Jego oczy wydawały się być dziwne zamglone, zupełnie jakby znajdował się w jakimś transie.
            - Jesteś taka piękna - wymruczał nisko, skubiąc zębami płatek mojego ucha. Przymrużyłam powieki w przyjemności, rozchylając minimalnie suche usta, przez które spazmatycznie łapałam tlen. - Taka niewinna - ciągnął dalej, niespodziewanie zaciskając dłonie na moich udach, przez co podskoczyłam w miejscu, słysząc jego głęboki chichot. Poczułam jak jego rozgrzane usta stykają się z moją skórą, przez którą przesunęły się rozkoszne dreszcze. Jego bliskość była tak niepoprawnie przyjemna.
- Za-Zayn - wychrypiałam ciężko, gdy zassał mój słaby punkt tuż na końcu żuchwy, co skwitowałam ostatecznie głośnym jęknięciem. Poczułam jak kolana się pode mną uginają i żeby nie upaść, wbiłam mocno palce w jego umięśnione ramiona, które napięły się pod moim intensywnym dotykiem. - Zaczekaj... - wyszeptałam ledwo słyszalnie, czując jak coraz mocniej napieram pośladkami na twardy blat. Przez tą bliskość zdecydowanie mogłam wyczuć jego przyjaciela, który - albo mi się wydaje - albo stawał się coraz bardziej pobudzony do życia. O rany.
            - Na co? - mruknął markotnie, sunąc czubkiem nosa po moim obojczyku. - Nie lubisz kiedy robię tak? - jego kolano pojawiło się pomiędzy moimi udami, a palce zawitały pod koszulkę, badając każdy skrawek mojego nagiego brzucha. Czułam jak żołądek wiąże mi się w ciasny supeł, a bodźce zaczynają niebezpiecznie reagować na jego pieszczoty. - Albo tak - ciągnął dalej, tym razem przesuwając swoim szorstkim językiem po całej długości mojej szyi. Wstrzymałam mocno oddech, czując jak serce boleśnie obija się o moje biedne żebra. Mieszanina uczuć jaka mnie zalała od wewnątrz była wprost nie do opisania. Jęknęłam gardłowo, wyginając głowę do tyłu, dając tym samym mulatowi lepszy dostęp do swojej skóry, co skwitował pomrukiem aprobaty. - Przyznaj, że jeszcze z nikim nie było ci tak dobrze - niemal zażądał swoim zachrypniętym głosem, powodując dreszcze, które poczułam nawet w kruchych kościach. Zacisnęłam palce na ciemnym materiale jego koszulki, tym samym przysuwając go bliżej siebie, czując na swoim udzie jego wypukłą męskość, która się o mnie ocierała. Zarumieniłam się na samą myśl, że to ja go doprowadziłam do takiego stanu.
             - Z nikim... - wydyszałam ciężko, przełykając gulę jaka pojawiła się w moim gardle. Jego opuszki palców przesunęły się po moich żebrach, naumyślnie zaczepiając o kawałek mojego koronkowego stanika. - Z nikim tego nie robiłam - dokończyłam swoją wcześniejszą wypowiedź, ledwo potrafiąc przypomnieć sobie jakieś sensowne słowa.
Chłopak w odpowiedzi przycisnął mocno usta do mojej szyi, zasysając agresywnie skórę, chwilę później dmuchając w piekące miejsce, w którym zapewne pojawiła się malinka w postaci czerwonej plamki. Sapnęłam zdekoncentrowana, czując jak jego wargi układają się w lekkim uśmieszku.
             - I nie chcę, żeby był ktokolwiek inny poza mną - odparł stanowczo, tym razem spoglądając prosto w moje zszokowane oczy, pocierając swoim dużym kciukiem moją dolną wargę, która delikatnie zadrżała pod jego dotykiem.
Chyba właśnie przeżyłam cztery orgazmy na raz.
             Szukałam w głowie jakiegoś inteligentnego wyjścia z tej jakże krępującej dla mnie sytuacji, kiedy nagle, niczym objawienie boskie, w pomieszczeniu rozbrzmiała tak dobrze znana mi piosenka Guns N'Roses. Uśmiechnęłam się zadowolona pod nosem, szczęśliwa sięgając po swojego iPhone'a, w duchu będąc wdzięczna osobie, która posiadała to niesamowite wyczucie czasu i uratowała mnie przed kolejnym zażenowaniem.
Szybkim ruchem palca przejechałam po śliskim ekranie, unosząc telefon do ucha.

            - Cześć piękna - usłyszałam ten charakterystyczny, zachrypnięty głos przyjaciela, na co momentalnie stężałam, zerkając kątem oka na Malika, który przyglądał mi się z niebywałym skupieniem, zupełnie jakby z mimiki mojej twarzy próbował odgadnąć z kim właśnie rozmawiam. Przełknęłam powoli ślinę, pociągając nerwowo za pukiel swoich brązowych włosów.
- Cześć Harry - odparłam ostrożnie, dostrzegając jak Zayn napina się gwałtownie. Jego szczęka naprężyła się mocno i nim zdążyłam mrugnąć, ponownie znalazłam się w jego szczelnym uścisku, na co moje ciało zareagowało w dość niemile widziany - w tym momencie - sposób. Zgryzłam dolną wargę, powstrzymując się przed donośnym sapnięciem, gdy szatyn złożył kilka mokrych pocałunków tuż pod moją brodą, prosto w cholernym, wrażliwym miejscu.
- No, no, entuzjazm wprost z ciebie wypływa Riv - zironizował loczek, a w tym samym momencie palce mulata zacisnęły się na moich pośladkach. Pisnęłam cicho, podskakując  w miejscu, starając się zrobić pomiędzy nami przynajmniej minimalny dystans.
- Taaa - wybąkałam jedynie, nie będąc w stanie nic więcej z siebie wyrzucić. - Em... dzwonisz w konkretnej sprawie? - starałam się brzmieć nad wyraz grzecznie. Nie chciałam, aby Styles źle odebrał moje zachowanie i poczuł, że wyrażam niechęć do tej rozmowy. Na litość boską, ja po prostu nie byłam w stanie się na niczym skupić, ot co!
 - Taaak - mruknął ostrożnie, specjalnie przedłużając literę "a", aby dać mi wyraźnie do zrozumienia, że czuje się mocno zdezorientowany moim zachowaniem. - Właściwie, to chciałem z tobą porozmawiać o tym całym ślubie, ale chyba jesteś zajęta... - dodał lekko zagubiony w całej tej sytuacji. Krzyknęłam sfrustrowana w myślach, klnąc na siebie za to, że bliskość Malika odbiera mi wszystkie zdrowe zmysły. I to dosłownie.
- Wiesz jeśli chodzi o to... Boże - jęknęłam głośno, przerywając swoją wypowiedź. Czułam jak kolana uginają się pode mną, gdy wypukłość w spodniach Zayna, która zamiast zmaleć, jeszcze bardziej przybrała na sile, otarła się mocno o moje pośladki. Mulat zachichotał, wyraźnie zadowolony z mojej reakcji. Zaczerwieniłam się cała, dając sobie mentalnie w twarz.
- Rivian, na pewno wszystko w porządku? - spytał zmartwionym głosem, zapewne przeczesując w tym momencie swoje sprężyste loczki. Zawsze tak robił, gdy się czymś denerwował.
- W jak najlepszym - stwierdziłam miękko, mrużąc powieki z rozkoszy, gdy zęby mulata skubnęły moją dolną wargę. Ugh! Jak ja nie cierpię być taka uległa wobec niego! - Przepraszam cię Harry, ale jestem obecnie trochę zajęta... czymś... - odparłam nerwowo, przekręcając głowę na bok, gdy Zayn starał się wpić w moje suche usta. - Moglibyśmy porozmawiać o tym nieco później?
- No, dobrze. W takim razie wpadnę wieczorem, może być?
- Idealnie - wysapałam, z wściekłością wyciągając dłoń mulata spod swojej bluzki. Ten jedynie uśmiechnął się niewinne, mocno napierając na mnie swoim ciężkim ciałem. No co za uparte cielę! - Widzimy się później.
- Jasne, cześć.
- Do zobaczenia - westchnęłam ciężko, odkładając telefon na kuchenny blat. Przeniosłam gromiące spojrzenie na twarz Malika, który przekrzywił minimalnie głowę na bok, przybierając maskę typu "Nie mam pojęcia o co ci chodzi mała". Zmrużyłam kocio powieki, krzyżując ramiona na piersi. - Zachowujesz się jak dziecko - stwierdziłam dobitnie, na co wzruszył ramionami, zaciskając palce na moich biodrach. Pochylił się powolnie w kierunku mojej twarzy, owiewając swoim ciepłym, miętowym oddechem moje wargi, które mechanicznie rozchyliłam, czekając na jego bliskość. Jego usta rozciągnęły się w figlarnym uśmiechu.
- Ale to lubisz - wymruczał nisko i nim zdążyłam odeprzeć jego atak słowny, pocałował mnie mocno, wręcz zaborczo, przez co zakręciło mi się w głowie. Westchnęłam cichutko, tradycyjnie wplątując palce w jego miękkie kosmyki włosów, pociągając nieco mocniej za końcówki, co spotkało się z głośnym pomrukiem aprobaty z jego strony. Uśmiechnęłam się chytrze w duchu. 1:0 dla mnie Malik. - Słodka - wyszeptał zmysłowo, odrywając się ode mnie, po raz ostatni przesuwając czubkiem języka po moich nabrzmiałych ustach. Moja klatka piersiowa unosiła się gwałtownie i opadała, a na twarzy zagościły czerwone wypieki. Co ty ze mną wyrabiasz Zayn?
            - Co chciał od ciebie Styles?
Poczułam jak cała gorąca atmosfera opada, a napięcie opanowuje całe moje ciało od głowy, aż po same czubki palców. Szatyn zdecydowanie posiadał dar poruszania konkretnych tematów, w najmniej odpowiednim czasie.
- Porozmawiać - odparłam wymijająco, odchrząkując nieco. Ostrożnie zdjęłam jego ciepłe dłonie z mojej talii i wyminęłam go, kierując się na korytarz przy wyjściu. Doskonale czułam za sobą obecność Zayna, który podążył w tym samym kierunku niczym mój cholerny cień. Z jego ust wydobyło się głośne prychnięcie, na co zgryzłam mocno wnętrze policzka. Zdecydowanie nie chciałam doprowadzić do kolejnej nieprzyjemnej konfrontacji między nami, aczkolwiek cała ta sytuacja wskazywała na to, że to nas nie ominie.
- A może by tak konkretniej, huh? - warknął nieco rozdrażniony. Westchnęłam ciężko, pochylając się do półki, z której wyciągnęłam czarne, lekkie baleriny.
- Chciał porozmawiać o ślubie - powiedziałam, o dziwo, nad wyraz spokojnym tonem głosu, co było kompletnym przeciwieństwem tego, co działo się wewnątrz mnie. W środku byłam pieprzonym kłębkiem nerwów i pragnęłam jedynie jak najszybciej wyjść z domu.
- No przecież! Zapomniałbym, że to on jest twoją osobą towarzyszącą - parsknął jadowicie, dwa ostatnie słowa wypowiadając z niemałą kpiną. Wsunęłam nogi w buty, prostując się i marszcząc z niezadowolenia czoło.
- Pragnę ci jedynie przypomnieć, że ty idziesz z Millie - wycedziłam równie przyjemnym tonem, zakładając na ramię czerwoną torbę.
 - Aż tak bardzo cię to boli? - spytał z dziwnym rozbawieniem, wlepiając na usta cyniczny uśmieszek. Odwdzięczyłam mu się tym samym, kładąc dłoń na klamce.
- Tak samo jak ciebie świadomość tego, że idę tam z Harrym.
            Widziałam jak już otwierał usta, żeby dalej ciągnąć tą nerwową wymianę zdań, jednak dobitnie mu w tym przeszkodziłam, mocno trzaskając drzwiami. Stałam chwilę w miejscu, słysząc jak uderza pięścią w drewnianą powierzchnię, po czym następuje cisza. Tak jest Malik, uważam tę rozmową za zakończoną.

 

Od autorki:
Witam po tak długim upływie czasu.
Nie będę się tłumaczyć tym, że koniec roku, poprawki i inne bzdety... Sądzę, że chyba każdy to rozumie i wie, jaki w obecnej chwili mam zapiernicz - zresztą chyba jak każda osoba uczęszczająca do jakiejkolwiek szkoły xD
Co do mojego "roztkliwiania się" - macie rację. Nie ukrywam, że jestem pieprzoną perfekcjonistką i zazwyczaj, zamiast skupiać się na tym co wychodzi mi dobrze, szukam dziury w całym i zauważam jedynie swoje błędy. Staram się nad tym pracować, ale jeśli mam być szczera - marnie mi to wychodzi.
Nie chcę jednak, żebyście odbierały to jako, że nie doceniam Waszych pozytywnych opinii. Naturalnie od razu robi mi się cieplej na serduszku, kiedy widzę, że komuś naprawdę podobało się to co napisałam. Znaczy to dla mnie cholernie dużo.
Zauważyłam, że zmalała nieco liczba czytelników ( a może komentujących?), jednak zdaje sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie jest to moja wina. Proszę jednak, aby Ci co czytają, pozostawili coś po sobie. To naprawdę mocno motywuje i daje poczucie, że nie robię tego wszystkiego na marne ;)
Cieszę się, że jesteście ze mną i mam nadzieję, że wytrwamy razem do końca! :*

wtorek, 6 maja 2014

Rozdział 16 cz.2

 
"To była jedna z tych sytuacji, kiedy człowiek pragnie posiadać magicznego pilota z przyciskiem, który umożliwi ci cofnięcie czasu"

          Przygryzłam mocno jego dolną wargę, ciągnąc ją w swoim kierunku, słysząc jego cichy syk. Chwilę później przesunęłam po niej swoim językiem, na co spotkałam się z zadowalającym pomrukiem ze strony Liama. Przymrużyłam oczy, oddając się słodkim pieszczotom bruneta, czerpiąc przyjemność z ciepłych palców chłopaka, które badały skórę pod moją koszulką, przesuwając się powolnie po moich kruchych żebrach. Słyszałam jak w pokoju mieszały się nasze niespokojne oddechy. Przyśpieszone tętna i szaleńcze bicia serc, można by wyczuć na kilometr.
Mokre wargi chłopaka z nadzwyczajną delikatnością muskały moją odkrytą skórę na szyi, pomrukując przy tym cicho, zupełnie jakby z jakimś dziwnym zadowoleniem. Wyciągnęłam jeszcze mocniej głowę w bok, wzdychając ciężko, gdy jego zęby zaczęły atakować mój obojczyk.
- Rivian - wyszeptał mi zmysłowo do ucha, na co jęknęłam anielsko, zaciskając palce na jego silnych, być może nieco zbyt mocno rozbudowanych ramionach. Przymknęłam powieki, wsłuchując się w swój urwany oddech. Czułam się tak inaczej. Sama tylko nie wiem, czy było to coś pozytywnego. Musiałam przyznać, że bliskość Liama kompletnie różniła się od tej, jaką dawał mi Zayn. Malik w każdy swój gest wkładał największą cząstkę swych emocji, pokazywał mi swoje uczucia, poprzez najmniejszy dotyk chciał uświadomić to, czego nie potrafił powiedzieć mi prosto w oczy. Doceniałam to. Wiedziałam, że mulat nigdy nie umiał otwarcie rozmawiać o takich rzeczach. Zawsze był oschły, zimny... Być może dlatego pamiętam wszystkie momenty, w których pokazywał mi swoją czułość. Zawsze starałam się chłonąć z nich jak najwięcej, chciałam pamiętać tego "dobrego" Zayna, a nie aroganckiego, odpychającego wszystkich chłopaka, który liczył się tylko ze swoim własnym zdaniem.
             W tej jednej, krótkiej chwili trafiło to do mnie. Zimny pot przepłynął po całym moim napiętym ciele, a oczy zaczęły niekontrolowanie piec, gdy uświadomiłam sobie swoją głupotę. Pocałowałam Liama. Przyjaciela Malika. Kogoś kto dopiero zaczął zyskiwać moje zaufanie i nie wiedział o mnie praktycznie nic. Czyżbym aż tak nisko upadła? Czy naprawdę stałam się tak zdesperowaną osobą, że szukam bliskości u każdego, kto tylko pojawi się na mojej drodze?
- Nie! - sapnęłam, gwałtownie odsuwając od siebie Payne'a, który zaskoczony poleciał do tyłu na plecy, lądując na miękkiej kanapie. Złapałam się za piekące miejsce na szyi, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowały się zęby bruneta. Przesunęłam opuszkami palców po malutkich wgłębieniach w skórze, przenosząc pełne niedowierzania spojrzenie na półleżącego chłopaka, który przyglądał mi się z wysoko uniesionymi brwiami.
- Ugryzłeś mnie! - pisnęłam z lekkim oburzeniem, sama nie wiedząc co jest gorsze. To że przed chwilą oddawałam się pieszczotom Liama, czy to, że jego zęby w bolesny sposób odcisnęły się tuż przy moim obojczyku.
Wargi bruneta zadrgały delikatnie, aż wkońcu parsknął z rozbawieniem, machając przy tym głową. Wydęłam usta do przodu, poprawiając koszulkę, która do połowy odsłaniała mój brzuch. Zażenowana spojrzałam się na niego spod byka, jednak ten wzruszył jedynie ramionami, zakładając dłonie za głową.
- Gdybyś tak gwałtownie nie zareagowała, nie doszłoby do tego - parsknął, chwilę później zaliczając bliski kontakt z poduszką, która magicznym sposobem wyleciała z moich rąk. - O co ci chodzi? - westchnął lekko podirytowany, podnosząc się do siadu, przyglądając mi się ze zmarszczonymi brwiami. Westchnęłam cicho, przeczesując skołtunione włosy palcami. Podciągnęłam kolana pod brodę, obejmując je swoimi ramionami.
- To nie powinno się wydarzyć - mruknęłam pod nosem, przenosząc na niego niepewne spojrzenie. - Nie powinno mieć miejsca - odchyliłam głowę do tyłu, wlepiając pusty wzrok w błękitny sufit. Jak głupim trzeba być, by zrobić sobie coś takiego? Moje życie już i tak mocno jest pokomplikowane, a ja kretynka, jeszcze dorzucam sobie dodatkowe kłody pod nogi. A do tego mieszasz w to innych - zapiszczał jakiś irytujący głosik, na co zerknęłam na zdezorientowanego całą sytuacją Liama. Przeklęłam w duchu, wbijając paznokcie w swoje nogi. Nie dość, że najpierw rzucam się na niego jak jakaś niewyżyta, to później odpycham go i wyjeżdżam z pretensjami... Mam ze sobą poważny problem.
- Liam, przepraszam - szepnęłam, przysuwając się delikatnie do niego, kładąc mu dłoń na ramieniu. - Nie chciałam żeby tak to wyglądało... To był impuls. Ta cała sytuacja pomiędzy Zaynem i mną...
- Hey, spokojnie! - zaśmiał się lekko, łapiąc moją dłoń w swoją. - Rozumiem. Pogubiłaś się, ja się napatoczyłem i stało się. Nie musisz mi się tłumaczyć - pogładził kciukiem moje kostki, uśmiechając się przy tym przyjaźnie. - Szczerze mówiąc, to ja też zachowałem się jak idiota - odparł, nerwowo drapiąc się po karku. - Wkońcu powinienem był od razu jakoś zareagować.
- I zareagowałeś - zachichotałam, rumieniąc się przy tym delikatnie.
- Tak - przyznał, również się śmiejąc. - Tyle że trochę w mniej oczekiwany sposób.
Potaknęłam głową, czując wewnątrz siebie nieopisaną ulgę, która rozprzestrzeniła się po całym moim ciele, które momentalnie się rozluźniło. Całe szczęście, że brunet nie miał mi tego za złe. Mogłoby się to wtedy skończyć nie za ciekawie.
- Zachowałam się jak gówniara, prawda? - mruknęłam, wlepiając spojrzenie w swoje kolana. Brunet przeczesał dłonią swoje włosy, opierając łokcie na udach.
- Tak, nie da się zaprzeczyć - stwierdził wesoło, na co przewróciłam oczami, opadając ciężko na poduszki. Potarłam palcami czoło, zastanawiając się nad tym, czy uda mi się wymazać z pamięci to niespodziewane "wydarzenie". Tak się akurat składa, że pamiętam wszystkie swoje głupoty, a to, zdecydowanie zalicza się do tej kategorii. To była jedna z tych sytuacji, kiedy człowiek pragnie posiadać magicznego pilota z przyciskiem, który umożliwi ci cofnięcie czasu.

~*~
             - No i jak? - mruknęłam z westchnieniem, stając przodem do siedzącej Lany, która spojrzała się na mnie spod swojej równiutko przystrzyżonej grzywki, która zakrywała jej czoło. Blondynka zmrużyła delikatnie swoje błękitne oczy, mierząc mnie krytycznym wzrokiem. Uniosła swoją dłoń ku górze i jednym gestem ręki dała mi do zrozumienia, że mam się obrócić wokół własnej osi, co zrobiłam z mocnym podirytowaniem. Wstrzymałam powietrze, zakładając dłonie na biodrach. - No więc? - ponagliłam ją, tupiąc ze zniecierpliwieniem nogą. Jej usta pomalowane krwistoczerwoną szminką drgnęły delikatnie, na sam koniec rozciągając się w pięknym uśmiechu.
- Powalisz ich na kolana - zachichotała, wstając z białego, puszystego fotela. Odłożyła na szklany stoliczek magazyn z modą, gdzie na okładce widniał jakiś gorący aktor, którego imienia nawet nie pamiętam i podeszła do mnie, przyglądając się mojej szyi. Poruszyłam się niespokojnie, starając się przekręcić głowę tak, aby włosy zasłoniły mój obojczyk. Przełknęłam powoli ślinę, patrząc się niepewnie na jej zamyśloną twarz. Błagam nie patrz się na ślad, błagam nie patrz się na ślad, błagam...!
- Czegoś tu brakuje - mruknęła pod nosem, a ja mocno odetchnęłam, uśmiechając się głupkowato do niej. Dzięki Bogu nie zauważyła ugryzienia Liama, które jak na złość, nadal jest widoczne. Będę musiała to pokryć fluidem...
           Dziewczyna pisnęła głośne "Wiem!", po czym zniknęła za drzwiami mojej łazienki. Słyszałam jedynie jak przegląda wszystkie moje szafki w poszukiwaniu czegoś, zapewne nawet nie fatygując się, aby poukładać powyjmowane rzeczy na swoje miejsce. Ech, tak. Niestety Lana nie zalicza się do grona osób, które czują potrzebę sprzątnięcia po sobie. Co prawda, gdy wchodzi się do jej pokoju, to na pierwszy rzut oka sprawia on wrażenie czystego, wręcz pedantycznego. Jednak kiedy zajrzy się do garderoby, pojedynczych szafek, czy chociażby za łóżko, można znaleźć wiele ciekawych rzeczy, chociażby takich jak bokserki Nialla w słodkie pandy. Zapytacie czemu akurat Horana? Cóż, już od dobrych sześciu miesięcy Lana i Niall tworzą piękną, słodką parkę, która na każdym możliwym kroku pokazuje nam swoje czułości. Ich pierwsze spotkanie raczej nie zalicza się do tych romantycznych. Ana opowiadała mi, że poznali się w sklepie spożywczym pod nazwą "Market u Barry'ego". Wybrała się na zakupy, przechodziła między stoiskami z owocami i nagle zachciało jej się pomarańczy. Chwyciła reklamówkę i kiedy wyciągnęła dłoń po jedną z nich, blondasek zrobił to samo. Jak ona to uznała, kiedy tylko spojrzeli sobie w oczy, poczuła takie "Zing", a wszystko nagle zwolniło. Och i nie omieszkała pominąć kwestii, kiedy to Niall odprowadzał ją pod dom, a rześki podmuch wprawił w ruch jego bujną grzywę, która zaczęła falować na wietrze niczym jedwabista flaga. I choć należę do osób o bardzo bogato rozwiniętej wyobraźni, to nigdy nie potrafiłam wyobrazić sobie "tańczących" włosów chłopaka, gdyż wtedy były one tak krótkie, że nie dałoby rady przeczesać ich nawet palcami.
            - Znalazłam! - krzyknęła szczęśliwa, wymachując w dłoni naszyjnikiem, który widziałam bodajże pierwszy raz na oczy. To ja mam coś takiego w swoich rzeczach? Rany, chyba pora przejrzeć te graty, bo jak widać połowy z nich w ogóle nie używam, bądź nie mam pojęcia, że są w moim posiadaniu.
           Podeszłam do Lany, która z triumfującym uśmiechem zawiesiła na mojej szyi biżuterię złożoną z białych koralików. Odsunęłam się od blondynki i stanęłam przed lustrem, uśmiechając się pod nosem. Wszystko komponowało się wręcz idealnie.
- Teraz jesteś gotowa na pierwszy dzień swojej pracy - oznajmiła wesoło, poprawiając moje włosy, które upięte zostały w ciasnego koka, ozdobionego niewielką, czarną kokardką. Posłałam jej wdzięczny uśmiech, biorąc beżową torebkę, którą wyciągnęła w moim kierunku. 
- Daj znać jak ci poszło! - krzyknęła za mną, machając mi wesoło, gdy tylko opuściłam dom.
- Dam! - odparłam chichocząc, wsiadając do zamówionej wcześniej taksówki.
            Skłamałabym mówiąc wam, że ani trochę się nie denerwowałam. Może wydawać się wam to nad wyraz zabawne, ale mi wcale nie było do śmiechu. Czułam jak nieprzyjemne poczucie tremy zżera mnie od środka, a ja siedziałam ze świadomością tego, że nie dam rady się tego wyzbyć i niemile widziane uczucie będzie mi towarzyszyć przez większą część tego dnia. Wkońcu mój pierwszy tydzień w tej pracy, ma być okresem próbnym. Jeśli zwalę, to nie dość, że zawiodę Jasona, który polecił mnie swoim rodzicom, to do tego już nigdy więcej nie będę mogła pokazać się w domu przyjaciela, gdyż uczucie zażenowania, z pewnością mi na to nie pozwoli. 
             Postawiłam na głęboki, szybki wdech, po czym przekroczyłam próg ogromnego lokalu, którego wygląd zwalił mnie z nóg. To ma być ta "kawiarenka"?!
Zbierałam swoją buzię z podłogi, gdy moje oczy chłonęły przepych i ekstrawaganckie wnętrze Passion Coffee, które zdecydowanie zostało założone z myślą o ludziach biznesu i egoistycznych snobach, którzy nie żałują wydawania dużych sum, aby móc zjeść w takim miejscu.
Pomieszczenie podzielone było na dwie, odrębne części, które razem dawały niesamowity efekt. Po lewej stronie znajdowała się ekskluzywna restauracja, gdzie goście mogli spokojnie zamówić sobie smacznie wyglądające dania, na które zapewne nigdy nie będzie mnie stać. Nad dębowymi stołami, pokrytymi nieskazitelnie białymi obrusami, wisiały ogromne, długie żyrandole, na których pięknie mieniły się malutkie diamenciki i koraliki, które jedynie dodawały elegancji całemu wystrojowi. Gładka, wypolerowana podłoga odbijała światło z lamp, a w tle leciała jakaś kojąca, francuska muzyka, która o dziwo zamiast być denerwująca, przyjemnie działa na zmysły.
            Niepewnie zwróciłam się do prawego skrzydła lokalu, powoli przemieszczając się w kierunku baru, który tworzył pośrodku pomieszczenia koło, wokół którego poustawiane były wysokie, barowe krzesła, obite białą, miękką skórą. Starając się zwrócić na siebie jak najmniej uwagi, dziękując w duchu Lanie, że jednak postanowiła ubrać mnie stosowanie do tego miejsca, podeszłam powolnym krokiem do blatu, za którym stał wysoki chłopak z ciemnymi, wysoko zaczesanymi włosami, przez co idealnie widać było srebrny kolczyk w jego prawej brwi. Ubrany był klasycznie w białą koszulę rozpiętą delikatnie pod szyją i ciemne, proste spodnie. Do tego przepasany luźno krawat, który swobodnie zwisał wzdłuż jego torsu i złota plakietka z jego imieniem i nazwiskiem.
Przełknęłam ślinę, kładąc dłonie na połyskującym blacie, stukając o powierzchnię paznokciami wymalowanymi na pudrowy róż. Odchrząknęłam cicho, zwracając tym samym uwagę szatyna, który odłożył czystą szklankę na bok, podchodząc do mnie z firmowym, wyćwiczonym uśmiechem a'la dżentelmena.
- W czym mogę pomóc? - spytał swoim głębokim głosem, na co dostałam lekkich ciarek. Spojrzał się na mnie przeciągle spod wachlarza ciemnych rzęs, nachylając się tak, że przez rozpiętą pod szyją koszulę, widać było kawałek dość rozbudowanego torsu. Westchnęłam ciężko. Rany, był w tym dobry. Mogę się założyć, że wiele kobiet poleciało już na tą jego gorącą postawę. Zapewne większość klientek stanowią jego ciche wielbicielki. To się nazywa robić biznes.
- Em, przyszłam tu w sprawie pracy - odparłam nieśmiało, zaczepiając za ucho niesforny kosmyk włosów, który wydostał się z koka. Brwi chłopaka powędrowały delikatnie ku górze, a po chwili błysnął przyjaznym uśmiechem, przekładając niebieską ściereczkę przez swoje prawe ramię.
- Czyli że mam przyjemność rozmawiać z Rivian Jackson? - bardziej stwierdził, niżeli zapytał. - Dante Bennet - wyciągnął dłoń w moim kierunku. Zrobiłam to samo, a kiedy mu ją podałam, uniósł ją do ust i złożył na niej lekki pocałunek. Zarumieniłam się delikatnie, przystępując z jednej nogi na drugą. Och, błagam! Nie jestem klientką, przestań! - krzyknęłam zdesperowana w myślach, mając płonne przekonanie, że jest to tylko wyćwiczona gra aktorska, która minie jak najszybciej. - Mam nadzieję, że cię zatrudnią na stałe. Brakuje tu pomocnej, kobiecej dłoni - wyszczerzył szeroko swoje białe ząbki. Ja jedynie przewróciłam oczami, również unosząc kąciki swoich ust ku górze.
- Mógłbyś może zawołać...
- Szefowej nie ma - przerwał mi, domyślając się co mam zamiar powiedzieć. Zmarszczyłam swoje czoło, zerkając na zegarek w swoim telefonie. Przecież jestem punktualnie. Godzina jedenasta trzydzieści, to właśnie teraz miałam prowadzić konwersację z mamą Jasona. Och, do jasnej cholery, co jest grane?! - Musiała wyjść załatwić coś pilnego - dodał szybko, widząc skonsterowanie wymalowane na mojej twarzy. - Wiesz, nagła sprawa - wzruszył ramionami. - Ale sądzę, że niedługo będzie. Przez ten czas to ja mam przeprowadzić z tobą rozmowę - odparł, poruszając przy tym wymownie brwiami. Westchnęłam cicho, siadając na jednym z barowych krzeseł. To może być ciekawe. - Gotowa? - zachichotał, opierając się łokciami o wypolerowany blat, przyglądając się dokładnie mojej twarzy.
- Dawaj - mruknęłam zrezygnowana, zdejmując z siebie marynarę, układając ją na swoich kolanach tak, aby się przypadkiem nie wygniotła. - Zatem co chce pan wiedzieć?
- Może na początek, czy posiada pani inną pracę?
- Nie.
- Ma pani samochód?
Zmarszczyłam delikatnie nos.
- To podchwytliwe pytanie? - spytałam rozbawiona, jednak widząc powagę na twarzy Dantego, opanowałam się, opierając brodę na dłoniach. - Obecnie nie, ale nie mam problemów z dojazdem, jeśli o to chodzi - wyrecytowałam płynnie, na co szatyn pokiwał głową.
- Studiujesz?
- Nie, dopiero zacznę.
- Masz dzieci?
- Wyglądam na nastoletnią mamuśkę? - fuknęłam oburzona, jednak widząc badawczy wzrok Benneta, prychnęłam pod nosem, kręcąc przecząco głową.  
- Jakieś problemy z prawem?
- Źle zaparkowany samochód przed spożywczakiem i nie trafienie papierkiem do kosza - bąknęłam, na co chłopak podniósł na mnie rozbawiony wzrok. Wzruszyłam ramionami, z typową miną "No co?". - Straż miejska nie popuszcza takim bandytom jak ja - odparłam nad wyraz poważnie. Chłopak zachichotał cicho, kręcąc z politowaniem głową.
- Problemy ze zdrowiem?
- Raczej nie.
- Urazy psychiczne?
- Wątpię.
- Palenie i inne używki?
- Nie śpieszy mi się do śmierci.
- Kontakt z ludźmi?
- Wyśmienity.
- Dokładność wykonywania zadań i obowiązków?
- Perfekcyjna.
- Masz chłopaka?
- Czy to pytanie również zalicza się do tematu pracy?
- Nie. To informacja, dzięki której dowiem się, czy mam szansę zaproszenia cię na kolację.
 Ależ on otwarty i szczery. Tylko podziwiać! Uśmiechnęłam się do niego pobłażliwie, krzyżując ramiona na piersi.
- Na ilu dziewczynach już to wyćwiczyłeś?
- Na większości - wyszczerzył się szeroko, przysuwając nieco bliżej. - To jak będzie?
- Ile ci odmówiło?
- Mniejszość.
- Do której niestety się zaliczam - posłałam mu niewinne spojrzenie, śmiejąc się w duchu. - Ale nie mam nic przeciwko zaproszeniu na lunch.
- Jutro, na długiej przerwie. Stoi? - spytał wielce zadowolony, opierając się łokciami o połyskujący blat. Przewróciłam oczami, mrucząc ciche "Niech ci będzie". Jeśli mam być szczera, to sądziłam, że się zniechęci moją propozycją i da sobie spokój, ale jak widać, mój nowy kolega jest niezwykle towarzyskim chłopakiem. Jak uroczo. Kto wie? Może zostaniemy jeszcze bliskimi przyjaciółmi?
           Przez następną godzinę Dante pokazywał mi co będzie należeć do zakresu moich obowiązków, oprowadził mnie nieco po lokalu, przedstawił godziny pracy, które wypisane były na naszym grafiku, który wisiał na ścianie w pokoju dla personelu. Muszę przyznać, że wszystko wyglądało obiecująco. Poznałam drugą dziewczynę, z którą będzie mi dane pracować - niejaka Della o pięknych, bujnych, kruczoczarnych włosach spiętych kolorową apaszką i o oliwkowej cerze, której już jej zazdrościłam. Wyglądałam przy niej jak jakaś cholerna mrożonka! Blada, bez żadnego grama koloru na tej przeklętej skórze... Życie jest przereklamowane.
            Najmniej jednak przypadł mi do gustu uniform, który, niestety, ale jest obowiązkowy. Składał się on z białej koszulowej bluzeczki, wykończonej kołnierzykiem, która posiadała o dwa guziki za mało, przez co nadaje to idealny wgląd na nasz opięty dekolt. Do tego czarna, przylegająca spódnica przed kolano oraz niebotycznie wysokie szpilki, również w ciemnym odcieniu. Ach! No i nie zapomnijmy wspomnieć o białym, falbaniastym fartuszku, przewieszonym przez biodra. Niby nie było to nic nadzwyczajnego, jednakże gdy zobaczyłam ubraną w to Dellę, od razu stwierdziłam, że będę się czuć w tym niekomfortowo. Obcisłe, eleganckie, ale z pazurem... Raczej preferowałabym bardziej coś wygodniejszego do pracy, jednakże w tej kwestii nie mam nic do powiedzenia. Pozostaje mi tylko zgryźć policzek i przeboleć ten fakt.
           - Myślę, że to wszystko - stwierdził Dante, zamykając za nami drzwi od spiżarki, gdzie znajdowały się przeróżne zapasy alkoholi. Odetchnęłam cicho, odgarniając niesforne kosmyki włosów do tyłu. - Poradzisz sobie? - spytał z przyjacielskim uśmiechem, opierając się ramieniem o szarą ścianę.
- Jasne. Wkońcu nie ma tego aż tak dużo - odwzajemniłam gest, zerkając na salę, gdzie pomiędzy stolikami przelatywała Della, wraz z jakimś chłopakiem, którego jeszcze nie dane mi było poznać.  Zmarszczyłam delikatnie nos, zastanawiając się, czy i mi uda się z taką gracją obsługiwać tutejszych klientów. Wkońcu jest to ceniona, elegancka kawiarnia, a zarazem restauracja, a ja raczej należę do osób niezdarnych, które zazwyczaj muszą coś potłuc, rozlać, bądź wyrzucić. O mamuniu, po cholerę ja się tutaj pcham?!
- Wszystko w porządku? - spytał podejrzliwie Bennet, przyglądając się grymasowi, jaki wstąpił na moją twarz. Momentalnie wykrzywiłam usta w sztucznym uśmiechu, kiwając potakująco głową.
- Jasne. Nigdy nie było lepiej - rzuciłam nieco nerwowo, zakładając na ramiona swoją marynarkę. Czy to ten przeciąg, czy może niekomfortowa sytuacja spowodowała, że dostałam gęsiej skórki? I czemu, do jasnej cholery, muszę obstawiać to drugie?!

           - Zdrowie Rivian! Naszej słodkiej kelnereczki! - krzyknął głośno Lou, unosząc ku górze butelkę z piwem, szczerząc się przy tym jak głupi. Reszta zebranych poszła w jego ślady, a w pomieszczeniu rozniósł się odgłos stukotu szkła. Przewróciłam zirytowana oczami, po czym tak jak moi przyjaciele, upiłam łyk trunku, krzywiąc się przy tym, jakbym zjadła plasterek cytryny. Nie przepadam za piwem. Preferuję bardziej jakieś słodkie wino, albo drinka, jednakże nie było nic takiego pod rękę, więc musiałam się zadowolić gorzkim posmakiem nielubianego alkoholu.
- Mówiłam, że ci się uda - odparła arogancko Lana, trącając mnie swoim biodrem, na co zachichotałam pod nosem. Odwdzięczyłam jej się tym samym, po czym podeszłam do stolika, odstawiając butelkę na plastikową podkładkę. Uśmiechnęłam się na widok rozweselonego towarzystwa, wsłuchując się w lecącą w tle muzykę. Właśnie leciało Thinking Of You - Katy Perry, które od jakiegoś czasu, coraz częściej rozbrzmiewało w moich słuchawkach.



Cause when I’m with him
I am thinking of you
Thinking of you
What you would do if
You were the one
Who was spending the night
Oh I wish that I
Was looking into your eyes


- "You’re like an Indian summer. In the middle of winter. Like a hard candy. With a surprise center. How do I get better. Once I’ve had the best..." - zaczęłam nucić pod nosem, przymykając przy tym powieki. Zwilżyłam suche usta językiem, będąc przygotowaną na resztę tekstu, jednak ktoś umiejętnie mi w tym przeszkodził.

- "You said there’s. Tons of fish in the water. So the waters I will test..." - usłyszałam tuż przy swoim uchu, na co uśmiechnęłam się pod nosem, powoli odwracając się za siebie. Zadarłam głowę do góry, patrząc się na chłopaka, który miał czelność dokończyć za mnie zwrotkę.
- Lubię kiedy śpiewasz - odparłam szczerze, przyglądając się zielonym oczom, w których zamigotały wesołe iskierki. Harry przeczesał palcami swoje bujne loki, racząc mnie jednym ze swoich uroczych uśmieszków, które idealnie ukazywały jego słodkie dołeczki w policzkach. Pochylił się delikatnie nade mną, tak że niemal stykaliśmy się nosami, po czym kontynuował.
- "You’re the best. And yes, I do regret. How I could let myself. Let you go. Now, now the lesson’s learned. I touched it I was burned. Oh I think you should know..." - zaśpiewał cicho trzecią zwrotkę, przyglądając mi się uważnie. Słuchałam go jak zaczarowana, nie potrafiąc odwrócić od niego swojego skupionego spojrzenia. Loczek miał w sobie coś, co sprawiało,  że gdy śpiewał, stwarzał wokół siebie jakąś magiczną aurę, przez którą nie sposób było go zignorować. Wychodziło mu to tak niebywale lekko, a był zarazem tak perfekcyjny. To niedorzeczne. - Gratuluje ci - wychrypiał swoim niskim głosem. Uśmiech na moich ustach poszerzył się momentalnie, a serce podskoczyło w niebywałej radości. Jeny, czyżbym na to czekała przez ten cały czas? Tylko jego słowa przyprawiły mi aż taką przyjemność. Czy to normalne?
- Dziękuję - szepnęłam z deka zawstydzona. Brwi chłopaka uniosły się maksymalnie ku górze, a chwilę później, przyciągnął mnie mocno do siebie, zamykając w szczelnym uścisku.
- Bardziej preferuję takie podziękowania - zachichotał prosto w moje włosy, gładząc swymi smukłymi palcami moje plecy. I mimo iż nasze skóry się ze sobą nie zetknęły, to w miejscach, gdzie znajdowały się jego dłonie, poczułam dziwne, niecodzienne mrowienie. Było zupełnie podobne do tego, które odczuwałam będąc w ramionach Zayna. Przymknęłam powieki, chłonąc ciepło bijące od jego ciała.
- Dziękuję - powtórzyłam, unosząc lekko głowę. Jego brew drgnęła ku górze, a w tęczówkach pojawiło się widoczne zdziwienie. Wczepiłam palce w jego koszulkę, nie spuszczając wzroku z jego twarzy. - Brakowało mi tego - szepnęłam nieśmiało, czując jak na moje policzki wpływają wdzięczne rumieńce. Kącik jego ust zadrgał niebezpiecznie, by po chwili ukazać mi swój ciepły uśmiech. Och, powiedzcie mi, jakim cudem ten chłopak ma w sobie tyle pozytywnych emocji? Chyba jeszcze nigdy nie zdarzyło się, żeby wpłynął negatywnie na moje samopoczucie.
- Mi również - odparł cicho, zaczepiając za moje ucho pojedynczy kosmyk włosów. Spuściłam speszona wzrok, biorąc głębszy wdech. Loczek zachichotał, odsuwając się delikatnie ode mnie. - Chyba ktoś ma do ciebie jakąś sprawę - mruknął  z niezadowoleniem, wlepiając oczy w jakiś obiekt za mną. Zmarszczyłam w skonsterowaniu czoło, odwracając się przez ramię i napotkając ciemne, paraliżujące spojrzenie Malika, który stał w kącie i przewiercał nas swoimi tęczówkami, zupełnie jakby chciał nam dać wymowny znak, że nie podoba mu się to, iż ze sobą rozmawiamy. Zgryzłam mocno policzek, czując jak moje mięśnie gwałtownie się napinają. - Chcesz z nim pogadać? - spytał cicho Harreh. Przytaknęłam ledwo widocznie głową, po czym posyłając jeszcze przyjacielowi przepraszające spojrzenie, skierowałam się do pana "Jestem zbyt dumny by do ciebie podjeść, dlatego puszę się jak cholerny paw". Skrzyżowałam ramiona na piersi, po czym stanęłam o krok od niego, patrząc się na niego wyczekująco. Jego brew drgnęła ku górze w geście irytacji, jednakże nic nie powiedział. Po prostu stał i prześwietlał moją twarz, zapewne mając nadzieję, że posiada super magiczną moc Supermana i za pomocą laserowych oczu, zrobi mi pokaźne dziurki w czaszce. Wybacz skarbie, ale to nie ta bajka.
- Powiesz coś wreszcie? - prychnęłam zła, mrużąc przy tym powieki. Chłopak uśmiechnął się kpiąco, pochylając się lekko nade mną.
- Piękna dziś pogoda, nieprawdaż księżniczko? - odparł złośliwie, zupełnie nie przejmując się moimi wcześniejszymi słowami. Fuknęłam oburzona, niemalże tupiąc przy tym swoją nogą. CO. ZA. DRAŃ.
- Jesteś okropny - warknęłam rozdrażniona, dźgając go palcem wskazującym w jego twardą klatkę piersiową. Jego brwi uniosły się ku górze w wyraźnym rozbawieniu, a kącik ust zadrgał delikatnie. I choć byłam dumna ze swojego posunięcia, to jednak wyobrażałam to sobie nieco inaczej. Myślałam, że cofnie się chociażby o krok, a w rzeczywistości, stał nadal w tym samym miejscu, zupełnie niewzruszony, a ja zastanawiałam się, czy przypadkiem nie złamałam sobie palca przez te jego pieprzone mięśnie. Głupi, idealny Malik.
            - Pokaż to - westchnął ciężko, łapiąc moją dłoń w swoją, przyglądając się mojej ręce z niebywałym skupieniem. Drgnęłam na jego niespodziewany dotyk, zgryzając przy tym mocno swoją dolną wargę. Szatyn zacmokał pod nosem, po czym pochylił się i złożył delikatny, ciepły pocałunek na opuszku bolącego palca. W momencie kiedy jego usta stykały się z moją skórą, popatrzył się prosto w moje oczy, na co dostałam prawdziwej palpitacji serca. Wstrzymałam oddech, gapiąc się w osłupieniu na jego twarz, po której błąkał się tej jego arogancki uśmiech. Cholera! Ten dupek wie, że jest piekielnie seksowny. - Nie krzywdź się - wymruczał niskim głosem, chowając moją małą dłoń w swoją. Ścisnął ją nieco mocniej, utrzymując ze mną przez dłuższą chwilę kontakt wzrokowy, który zaraz przerwałam, niedowierzając w to, co miałam zamiar powiedzieć.

- Ale to ty krzywdzisz mnie - szepnęłam cicho, powodując tym samym niebywałe zaskoczenie, jakie wpłynęło na jego twarz. W jego ciemnych oczach widać było niesamowity ból i smutek, który niesamowicie mnie przygniatał.
           Wzięłam głębszy wdech, powoli wyjmując swoją dłoń z jego uścisku. Jego szczęka zacisnęła się mocniej na mój gest, jednak nic nie powiedział. Podniosłam na niego wzrok, przełykając powoli ślinę.
- Kim my tak naprawdę dla siebie jesteśmy, Zayn?




Od autorki:
Sama nie wiem co powiedzieć.
Nie mam zielonego pojęcia, czy dobrze zrobiłam dodając ten rozdział, czy też może był to jeden z moich największych błędów.
Przyznaję się bez bicia, że czuję się cholernie zagubiona. Zapytacie "czemu"?
Nie wiem już, czy ta historia ma jakikolwiek sens, czy go wkońcu nie ma. Jedni mówią, że tak, inni twierdzą, że nie. Długo się nad tym zastanawiałam, naprawdę nie było dnia, kiedy bym o tym nie myślała i doszłam do wniosku, że nie jestem w stanie zadowolić wszystkich - tak jak zresztą ujęła to jedna z czytelniczek.
Być może to opowiadanie nie jest jakoś specjalnie wyjątkowe - bo wiem że daleko mi do idealnego pisania - ale chcę, żebyście wiedziały, że robię wszystko co w moich siłach, aby to co tworzę, Wam się podobało. Staram się przypodobać każdemu, aczkolwiek nie zawsze mi to wychodzi, za co przepraszam z całego serducha.
Oczywiście nie chcę, abyście źle to odebrały. Żeby było jasne - nie poddaję się. Będę  brnąć do końca tej historii i zrobię to na swój własny sposób, z Waszą (mam nadzieję) pomocą. Wiele dla mnie znaczy Wasze zdanie i dziękuję tym, którzy doceniają mój trud, jaki wkładam w tą historię. A że czasem się pogubię i popełnię błąd - rzecz ludzka - każdemu może się zdarzyć.
Dziękuję Wam za to, że jesteście ze mną, mam nadzieję, że wytrwamy razem do końca! <3 :*
 
 
нσρє♥


środa, 16 kwietnia 2014

Kilka słów wyjaśnienia

~Coś ważnego~
 
Cóż... Może od razu przejdę do konkretów, huh?
Zauważyłam, zapewne jak każda z Was, że pod ostatnim rozdziałem pojawiło się wiele różnych komentarzy. Jedne były pozytywne, inne w pewnym sensie negatywne, aczkolwiek dawały mi jasno do zrozumienia co robię nie tak. Oczywiście nie mam za złe wszystkim komentującym, którzy uznali, że rozdział kompletnie mi nie wyszedł i ogółem zaczęłam chrzanić całą fabułę. Sama od jakiegoś czasu mam mieszane uczucia co do swojej twórczości, dlatego też zapytałam się Was o zdanie na ten temat.
Muszę przyznać, że jestem nieco... zagubiona? Yep, to dobre określenie tego co obecnie odczuwam. Być może macie racje twierdząc, że skończyły mi się wszystkie dobre pomysły i ciągnę fabułę na siłę. Nie mogę jednak pozbyć się poczucia, że nadal mogłabym zrobić coś dobrego, coś dodać, jakoś ulepszyć tą historię... Jak widać nie bardzo mi wyszło ^^'
Naprawdę z całego serca pragnę dokończyć to opowiadanie i sprawić, aby miło Wam się je wspominało, a może nawet, żeby czasem ktoś do niego wrócił, pragnąc przypomnieć sobie historię Rivian i Zayna ;)
Jeśli chodzi o bohaterkę i jej zachowanie... Tak jak wspomniała to jedna z czytelniczek, staram się pokazać wrażliwość i niemoc Riv w stosunku do tego wszystkiego co się dzieje w jej zakręconym życiu, jednakże zaczynam sądzić, że może faktycznie nieco z tym trochę przesadziłam. Wkońcu każdy miałby dość takiej płaczliwej i ciągle załamującej się osoby, prawda?
No cóż, przyznaję się bez bicia, pogubiłam się już nieco w tym wszystkim. Wcześniej miałam wszystko idealnie zaplanowane, wiedziałam nawet jak zakończyć tą historię, aczkolwiek jak widać, zboczyłam z dobrej ścieżki i zaczęłam niszczyć to, co do tej pory zbudowałam ;(
Naturalnie chciałabym to naprawić, tak więc liczę na dalsze wsparcie z Waszej strony - wytykajcie mi co robię źle i ukierunkowujcie, naprawdę zależy mi na uratowaniu tej twórczości - liczę że wspólnymi siłami nam się to uda! ;3
Zatem od dzisiejszego dnia, zaczynam naprawiać swoje błędy! Biorę się do pracy i mam nadzieję, że efekty będą zauważalne już w kolejnej notce ;D
 
PS Jeśli chodzi o to wydarzenie z Liamem  - wiem, że namieszałam, ale uwierzcie, że ten podział rozdziału na dwie części, jest spowodowany tym, co ma mieć miejsce dalej. W następnej notce wszystko się wyjaśni i przybierze wyraźniejszych "kształtów", dlatego proszę o powstrzymanie się przed komentarzami, że zrobiłam z Rivian "szmatę", ponieważ nie to było w moich zamierzeniach :)
 
 
нσρє♥

niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział 16 cz.1


"Nic co naprawdę się liczy nie przychodzi łatwo"

        - To może zmiana wyglądu? - podsunął uśmiechnięty blondyn, wlepiając we mnie swoje intensywne spojrzenie. Westchnęłam cicho, zgryzając przy tym wargę.
- Wątpię, aby to w czymś pomogło - mruknęłam posępnie, zaczepiając za ucho zbłąkany kosmyk włosów. Odkąd Jason wywnioskował, że mam problem z jakimś chłopakiem, momentalnie zaczął podsuwać mi przeróżne pomysły, dzięki którym mogłabym zwrócić na siebie uwagę faceta, który tak uparcie zakorzenił się w mojej głowie. Problem polegał na tym, że tym "ktosiem" był sam Zayn, którego dość ciężko zadowolić, jak i odgadnąć czego tak naprawdę oczekuje. Taka chodząca zagadka, do której nie potrafię znaleźć nawet najmniejszych podpowiedzi. Sam mulat nie stara mi się ułatwić zadania, a nawet sprawia, że rozszyfrowanie go staje się o wiele trudniejsze niż przedtem. Nie powiem, ale z biegiem czasu robi się to coraz bardziej dołujące.
- Trudny przypadek - stwierdził zamyślony blondyn, na co uśmiechnęłam się pod nosem. Bawiło mnie, że chłopak tak bardzo przejął się moim problemem. Wkońcu równie dobrze mógłby udać, że nie widzi iż coś mnie trapi i nie marnować czasu na próby pomagania mi. Niemniej jednak utrzymuje się w przekonaniu, że jest to nadzwyczaj słodkie z jego strony. - Nie wiem co gościowi może w tobie nie odpowiadać - burknął niezadowolony. - Wiadomo, że ideałów nie ma, choć sądzę, że jeśli chodzi o ciebie, to niewiele brakuje - wyszczerzył szeroko swoje białe ząbki, na co pomachałam zrezygnowana głową. Cholerny lizus - przemknęło mi przez myśl. Zaśmiałam się cicho w duchu. - Przecież jesteś śliczna! Ubierasz się kobieco, masz błyszczące, mięciusie włoski, bez makijażu wyglądasz lepiej niż niejedna laska, a do tego twoja figura jest wręcz nienaganna! No i dochodzi jeszcze charakter...
- Figura? - powtórzyłam zamyślona. Może to o to właśnie chodzi? Przybyło mi parę kilogramów i już nie jestem dla Malika aż taka atrakcyjna! Ha! - Jesteś genialny! - pisnęłam wesoło, przytulając się mocno do zdezorientowanego przyjaciela.
- Jestem? - mruknął lekko zagubiony, co potwierdziłam kiwnięciem głowy.
- Muszę się po prostu wziąć za siebie! Poranny jogging, zdrowe odżywianie, może siłownia...? - przyłożyłam palec do brody. - I oczywiście dieta - zakomunikowałam stanowczo, na co brwi Jasona powędrowały maksymalnie ku górze.
- Błagam, powiedz że to żart.
- Wyglądam na taką, której chce się teraz żartować? - spytałam podirytowana, kładąc dłonie na biodrach. - Zapuściłam się ostatnio i muszę to teraz nadrobić - wzruszyłam beztrosko ramionami.
- Nie bardzo tylko wiem co ty masz zamiar w sobie poprawiać - westchnął ciężko. - Nie popadaj w paranoję jak te wszystkie laski, które tylko jak staną na wadze i zobaczą jeden kilogram więcej, mordują się tymi wszystkimi sucharami i wodą - mówiąc to, wykrzywił usta w znacznym grymasie. Przewróciłam oczami, klepiąc go uspokajająco po ramieniu.
- Nie martw się, nie jestem aż tak zakompleksiona - odparłam wesoło. Blondyn już nic więcej nie odpowiedział więc wywnioskowałam, iż to ja wygrałam naszą małą potyczkę.

            Trzasnęłam lekko drzwiami wejściowymi, komunikując tym samym wszystkim, iż moja skromna osoba ponownie zawitała w progi domu. Odwiesiłam swoją torebkę na drewniany kołek znajdujący na ścianie i zaczepiając za ucho kilka kosmyków włosów, które wydostały się z objęć czerwonej gumki, wkroczyłam pewnie do salonu, gdzie ku memu zaskoczeniu zastałam siedzącego Liama. Uniosłam brwi ku górze, jednak kiedy zorientowałam się, iż brunet mógł to odebrać w niezbyt przychylny sposób, szybko przykleiłam na wargi przyjazny uśmiech, kiwając do niego głową.
- Czekasz tu na coś? - spytałam nieco rozbawiona. Chłopak przeniósł na mnie swoje poważne spojrzenie, lustrując mnie dokładnie swoim wzrokiem, na koniec wymuszając sztuczny uśmiech, który sprawił, że mój żołądek wykonał kilka pokaźnych fikołków. Czemu odczuwam kłopoty?
- Dobra, lepiej mów od razu - rozkazałam, krzyżując ramiona na piersi. Payne przełknął powoli ślinę, drapiąc się niezręcznie po karku, przez co jego rozbudowana klatka piersiowa idealnie zarysowała się pod białą, niemalże przeźroczystą koszulką, w której podwinął rękawy do łokci, co muszę przyznać, wyglądało cholernie dobrze. Zmarszczyłam brwi, przyglądając się jego napiętej postawie.
- Ale niby co? - próbował nieefektowanie udać, że nie ma zielonego pojęcia o co mi chodzi. Zacisnęłam mocno usta, miażdżąc go swoim przenikliwym spojrzeniem. Czy ja naprawdę wyglądam na taką naiwną?
- Jak to co? - warknęłam. - Co się stało? W czym rzecz?
- Ja nie... - próbował coś wybąkać pod nosem, jednak przerwało mu w tym głośne trzaskanie drzwiami. Odwróciłam gwałtownie głowę w stronę schodów, skąd dochodziły głośne warknięcia i ostra wymiana zdań pomiędzy dwoma osobnikami płci męskiej. Czyżby mnie coś ominęło? Z czyiś ust ponownie wydobyło się głośne przekleństwo, po czym zapadła grobowa cisza. Z mocno bijącym sercem zrobiłam krok do przodu, chwilę później czując czyjąś ciepłą dłoń na moim nadgarstku.
- Liam, puść - odparłam poważnym tonem głosu. Zero reakcji. - Payne! - syknęłam zirytowana, próbując się wyszarpać z jego uścisku, jednak na marne. Był dwa razy większy ode mnie, a co za tym idzie, o wiele silniejszy.
- Rivian nie idź tam - niemal poprosił, patrząc się zmartwionym wzrokiem na moją zdezorientowaną twarz. Co takiego się tam działo, że brunet nie chciał mnie puścić?
- Ale ja....
- Wypierdalaj z mojego domu! - wycedził czyjś ostry głos, który przeszył na wylot moją głowę. Znałam go zbyt dobrze, żeby nie wiedzieć do kogo należał. Z mocno bijącym sercem spojrzałam się w stronę Zayna, który z zaciśniętymi pięściami kroczył wprost na nieznanego mi dotąd osobnika. Obaj z prędkością światła pokonali drewniane stopnie, stając w korytarzu, chyba nie bardzo przejmując się naszą obecnością. Napięłam swoje ciało, gdy dostrzegłam niesamowity gniew wymalowany na twarzy szatyna. Wyglądał jakby był gotów rozszarpać swojego gościa na kawałki, na koniec zakopując go w naszym ogródku z perfidnym uśmieszkiem na ustach. Wzdrygnęłam się delikatnie.
- Zayn? - odważyłam się zabrać głos, automatycznie skupiając na sobie uwagę wszystkich. Siłą wytrzymałam jego palące spojrzenie, czując jak po moim kręgosłupie przesuwa się nieprzyjemny dreszcz. Dlaczego patrzył na mnie w ten znienawidzony przeze mnie sposób? Przecież to nie ja tutaj jestem winna!
Oczywiście wraz z moimi słowami, również nieznajomy spojrzał się w moim kierunku, przyklejając na usta nieprzyjemny uśmieszek. Wygięłam twarz w geście zdegustowania, widząc jak szatyn w prowokujący sposób oblizuje swoje usta, perfidnie patrząc się prosto w moje tęczówki.
- A więc to jest ta twoja siostrzyczka, huh? - zaśmiał się złowieszczo, a srebrny kolczyk znajdujący się w jego dolnej wardze błysnął niebezpiecznie w świetle. Przełknęłam powoli ślinę, czując jak moje ciało napina się gwałtownie, wyczuwając czające się w pobliżu kłopoty. Przystąpiłam nerwowo z jednej nogi na drugą, z dokładnością przyglądając się szczęce Zayna, która z każdą sekundą zaciskała się coraz bardziej. Jeśli ten koleś wyjdzie bez żadnego dodatku w postaci siniaka, czy chociażby malutkiego poturbowania, to będzie miał cholerne szczęście.
- Wynoś się stąd skurwielu! - wycedził dziko mulat, stając na przeciw nieznajomego bruneta, zasłaniając mnie tym samym swoim postawnym ciałem. Poczułam jak dłoń Liama, która nadal znajdowała się na moim nadgarstku, zacisnęła się jeszcze mocniej, powodując tym samym nieprzyjemne drętwienie całej ręki. Syknęłam cicho, zerkając na niego przez ramię, jednak Payne całkowicie skupiony był na dwójce chłopaków, którzy mierzyli się zaciętymi spojrzeniami, zupełnie jakby chcieli rozstrzygnąć między sobą coś ważnego. Ponownie przeniosłam wzrok na Malika, który teraz stał niebezpiecznie blisko tego drugiego.
- Lepiej jej pilnuj - syknął Zaynowi w twarz, robiąc powolne kroki w tył. - Do zobaczenia mała - rzucił w moim kierunku, puszczając mi perskie oczko i szybko opuścił dom, nim szatyn zdążył się na niego rzucić. Jedyne co zrobił to wyładował swoją złość na Bóg wie czemu winnych drzwiach, które cicho zatrzeszczały od siły z jaką zetknął swoje zaciśnięte pięści z drewnianą powierzchnią. Zmarszczyłam delikatnie swoje czoło, patrząc się prosto na umięśnione plecy chłopaka.
- Kto to był? - spytałam lekko drżącym głosem, starając się pozbyć guli, jaka utworzyła się w moim gardle. - Zayn? - drążyłam dalej, gdy szatyn nie ruszył się nawet o milimetr. Widziałam jak jego ciałem wstrząsnął nagły dreszcz i nim zdążyłam się obejrzeć, stał tuż przede mną, z niesamowitą złością kryjącą się w czekoladowych oczach. Jeszcze nigdy nie widziałam go tak wkurzonego. Miałam wrażenie, że zaraz zacznie rzucać wszystkim po kolei, włącznie razem ze mną i Liamem.
- Po. Cholerę. Się. Odzywałaś? - wycedził wolno przez zęby, a żyły na jego szyi stały się jeszcze bardziej widoczne. Nie zdziwiłabym się gdybym miała zaraz dostać prosto w twarz, a on nawet by się tym nie przejął. - Czego żeś tu kurwa mać przylazła? Prosił cię tu ktoś?! - warknął z podwójną dawką jadu. Zesztywniałam cała, starając się zupełnie zignorować promieniujący ból, rozchodzący się po mojej klatce piersiowej. Spuściłam zaszklony wzrok, zgryzając wnętrze policzka.
- Ja chciałam...
- Co? Co takiego chciałaś? Ja pierdole, Rivian czy ty naprawdę jesteś taka głupia?! - wykrzyczał wściekle, łapiąc mnie boleśnie za nadgarstek. Syknęłam cicho, wykrzywiając usta w grymasie niezadowolenia.
- Zayn to boli - wyszeptałam. Malik prychnął jedynie, zaciskając swoje palce jeszcze bardziej na mojej piekącej skórze.
 - Gówno mnie to obchodzi - syknął dziko, szarpiąc mnie mocniej w swoją stronę. Zaskomlałam cicho, pozwalając pierwszym łzom wypłynąć na moje blade policzki.
- Malik kurwa! - warknął wściekle, siedzący do tej pory cicho, Liam. Brunet w mgnieniu oka odciągnął szatyna na bok, skanując go rozdrażnionym wzrokiem. - Panuj nad sobą idioto! Nie widzisz, że robisz jej krzywdę?!
Obaj ciężko dyszeli, mierząc się nienawistnymi spojrzeniami. Jedynie ja stałam z boku, skulona we własnych ramionach, z nieopisaną przykrością przyglądając się swojej skórze, na której widniały czerwone plamy, w postaci odciśniętych palców Zayna. Dam sobie głowę uciąć, że jutrzejszego ranka zrobią się z tego kolorowe sińce i zadrapania. Zgryzłam z całej siły swoją dolną wargę, czując szaleńcze bicie serca. Miałam wrażenie, że z dnia na dzień wypalam się coraz bardziej. Coraz więcej powstaje dziur w moim sercu, coraz częściej leżę skulona w łóżku, modląc się, aby nie nadeszło jutro. Z każdą upływającą chwilą, moje myśli zajmują pytania "Czy warto to dalej ciągnąć? Czy jest sens walczyć o kogoś, kto prawdopodobnie nigdy nie poczuje do ciebie tego samego?". Jedno jest pewne. Lepiej być dziesiątki razy ranionym przez wroga, niż raz przez kogoś, kogo się kocha.
 
 

          Trzask drzwi. Upadłam na kolana, chowając twarz w dłoniach. Znowu to zrobił. Po raz kolejny zostawił mnie samą z problemami, które powinniśmy razem przezwyciężać.
- Riv - odezwał się cicho Liam, drapiąc się niezręcznie po karku. Pociągnęłam cicho nosem, unosząc delikatnie głowę ku górze. Uśmiechnęłam się słabo i nieszczerze, nerwowo zaciskając place na kolanach.
- To... to nic. Ja naprawdę.... Nie musisz.... To nic... - gubiłam się we własnych słowach, tracąc coraz więcej łez, które skapywały na moje uda i bluzkę. Jego twarz wykrzywiła się w trosce. Chłopak powolnymi krokami podszedł do mnie, na sam koniec kucając, patrząc się prosto w moje zaszklone oczy, w których widać było nic innego tylko nieopisaną dawkę bólu, która nie pozwalała mi na oddychanie. Rozchyliłam delikatnie usta, patrząc się na niego z bezradnością wymalowaną na twarzy.
- Ja nie potrafię... Naprawdę się staram, ale nie mogę... - wyszeptałam żałośnie, na sam koniec pochlipując głośno. Brunet zastanawiał się tylko przez chwilę. Sekundę później znalazłam się w jego ciepłych ramionach, zanosząc się niekontrolowanym płaczem. Wbijałam mu mocno palce w plecy, moczyłam koszulkę własnymi łzami i chowałam twarz w jego szyi, która skropiona była przyjemnymi dla nozdrzy perfumami. Czemu to on mnie pociesza? Czemu na jego miejscu nie ma osoby, którą tak bardzo chciałabym mieć teraz przy sobie? I dlaczego jest mi tak dobrze? Co powoduje, że czuję się tak niemoralnie bezpieczna w ramionach faceta, który kilka miesięcy temu wyrządził mi porządną krzywdę?
- Ćsiii, już spokojnie - głaskał moje nieułożone włosy, opierając swoją brodę o czubek mojej głowy.  Pociągnęłam nosem, zaciskając kurczowo palce na jego białej koszulce. - Nie płacz - poprosił troskliwie, muskając opuszkami palców moje nagie ramiona, gdzie od razu pojawiła się gęsia skórka.
- Boję się - wyszeptałam. - Tak cholernie się boję Liam - powtórzyłam łapiącym się głosem, wsłuchując się w przyśpieszone bicie jego serca. On naprawdę się o mnie martwił. Troszczył się. Przymknęłam lekko powieki, chłonąc całe jego ciepło.
- Pamiętaj, że każdy napotkany człowiek się czegoś boi, coś kocha i coś stracił. Nie jesteś w tym sama - odparł przyciszonym głosem wprost do mojego ucha. Uniosłam powoli głowę, wpatrując się w jego błyszczące oczy. - Nic co naprawdę się liczy nie przychodzi łatwo. Czasem trzeba poświęcić wszystko co dobre, żeby dostać od życia to, co najlepsze - wyszeptał niemal niesłyszalnie, a jego miętowy oddech otulił moje suche wargi, które delikatnie rozchyliłam. Być może było w tym coś magicznego. Coś, dzięki czemu mogłabym to wszystko wytłumaczyć. Do teraz wmawiam sobie, że to był tylko impuls, spowodowany nagłym przypływem wielu sprzecznych emocji. Jednak mimo tego wszystkiego, nadal nie potrafię pojąć czemu zrobiłam to, co zrobiłam.
        Przesunęłam swoją dłoń po jego umięśnionym brzuchu, piąc się coraz wyżej aż do jego ramienia, na którym zacisnęłam lekko swoje drżące palce. Zadarłam głowę ku górze, z uwagą przyglądając się jego tajemniczym tęczówkom, które ani na chwile nie odwracały się od mojej twarzy. Uniosłam prawą rękę, opuszkami palców przesuwając po jego zarysowanej żuchwie, jednocześnie zsuwając się wzrokiem na jego pełne usta. Jedna chwila. Szybki, głęboki wdech. I stało się. Połączyłam nasze wargi w mocnym, pełnym napięcia pocałunku, który zawierał w sobie wszystkie, kumulujące się wewnątrz mnie emocje.

Strach.
Rozpacz.
Ból.
Tęsknota.
Niemoc.
       
        Wplątałam swoje smukłe palce w jego roztrzepane włosy, ciągnąc mocno za miękkie końcówki, czując mruczenie bruneta na swoich ustach. Nasze języki zgrały się ze sobą w idealnej harmonii, a jego dłoń z błogością pieściła moje plecy powolnymi, uspokajającymi ruchami w górę i w dół. Zbadałam palcami jego delikatny obojczyk, przesuwając je z powrotem na jego klatkę piersiową, w którą wbiłam swoje czerwone paznokcie. Liam sapnął ciężko, jednym, zwinnym ruchem podnosząc nas do pozycji pionowej. Jego ciepłe, duże dłonie odnalazły miejsce na mojej talii, by chwilę później zsunąć się niżej na moje pośladki. Jęknęłam wprost w jego rozchylone usta, gdy zacisnął mocniej swoje ręce, podnosząc mnie ku górze i oplatając moje uda wokół jego bioder. Objęłam go dłońmi wokół szyi, przysuwając do siebie jak najbliżej. Z lubością zaciągnęłam się zapachem jego kojących perfum, sapiąc cicho, gdy przycisnął moje plecy do chłodnej ściany. Przygryzłam mocno jego dolną wargę, ciągnąc ją w swoim kierunku, słysząc jego cichy syk. Chwilę później przesunęłam po niej swoim językiem, na co spotkałam się z zadowalającym pomrukiem ze strony Liama. Przymrużyłam oczy, oddając się słodkim pieszczotom bruneta, czerpiąc przyjemność z ciepłych palców chłopaka, które badały skórę pod moją koszulką, przesuwając się powolnie po moich kruchych żebrach. Słyszałam jak w pokoju mieszały się nasze niespokojne oddechy. Przyśpieszone tętna i szaleńcze bicia serc, można by wyczuć na kilometr.
Nie jestem już tak perfekcyjna jak wcześniej, nie potrafię już tak pięknie żyć, nie potrafię szczerze się śmiać. Ale jestem. Tą samą co zawsze. Tą samą, ciągle oddaną Ci osobą. I choć wiem, że to nie ma dla Ciebie żadnego znaczenia - nadal kocham.


 
 

Od autorki:
Tak, tak, wiem... "Co, co, co?!"
A no to, to to, moje kochane miśki! Mieszam, mieszam, mieszam... Zagęszczam akcję, powoduję mętlik, gubię Was w rozeznaniach...
Wspominałam, że uwielbiam zaskakiwać? A no tak. I nie uwierzę żadnej z Was, jeśli któraś mi napisze "SPODZIEWAŁAM SIĘ TEGO." Otóż nie! Nie ma takiej opcji! Przecież ja sama nadal siedzę na krześle, z miną typowego bezmózga, waląc się po głowie opasłą książką od Historii, klnąc w myślach "Coś ty najlepszego wymyśliła, Hope?!". Przecież to wszystko komplikuje, huh? Jakżeby inaczej. Ale nie byłoby ciekawego opowiadania, bez pomieszania nieco w fabule, prawda? ^^
Rozdział krótki, nawet bardzo, ale to dlatego, że podzielony na dwie części. Nie chcę Was zostawiać w tak długiej niepewności, więc taki prezent ode mnie, na miłe zakończenie tygodnia ;)
Mam nadzieję, że jesteście zaskoczone pozytywnie, jednak liczę się z tym, że nie każdej z Was może przypaść do gustu taki obrót spraw. Ale spokojnie! Hope ma wszystko pod jak najlepszą kontrolą! Opanowane, poukładane, zaplanowane.
 
PS Czy robię coś nie tak? Ostatnio zauważyłam, że mam coraz mniej komentujących...
Może jakaś małą podpowiedź co jest źle? ;d
 
 

 


нσρє♥



czwartek, 27 marca 2014

Rozdział 15

Bardzo proszę każdego czytającego o pozostawienie komentarza - naprawdę wiele to dla mnie znaczy i mocno motywuje do dalszego działania! <3


"Boję się tylko, że ty możesz mi w tym nie pomóc"


           - Wszystko w porządku? - spytał zdziwiony Harry, wkraczając żwawym krokiem do kuchni, zupełnie jakby gotowy był interweniować w razie konieczności. Jego brązowe loki zafalowały lekko, kiedy stanął gwałtownie w miejscu, marszcząc mocno swoje brwi i przyglądając się naszej dwójce z niemałym zaciekawieniem. Poczułam jak oblewa mnie zimny pot, a policzki robią się czerwone z powodu tej niezręcznej sytuacji, czego nie można było powiedzieć o mulacie, który ani o centymetr nie odsunął swojej twarzy od mojej. Jego ciepły oddech w irytujący sposób muskał moje spierzchnięte wargi, przez co czułam jak krew zaczyna szybciej pulsować w moich żyłach. 
- Jak najbardziej - rzuciłam nieco nerwowo, chcąc odsunąć się delikatnie od Malika, jednak chłopak, ku memu wielkiemu zaskoczeniu,  stanowczo mi na to nie pozwolił. Wyprostował się powoli, jednak jego dłonie nadal ciasno oplatały mnie w talii, przez co zmuszona byłam patrzeć na przyjaciela przez swoje lewe ramię. Posłałam Zaynowi nieco zdezorientowane spojrzenie, po czym ponownie wlepiłam na usta lekki uśmiech, spoglądając na zdekonspirowaną twarz Stylesa. Jego zielone tęczówki co chwila skakały od jednego miejsca do drugiego, z wymalowanym wielkim znakiem zapytania. 
- Ach tak - mruknął dość przekornie, wlepiając wzrok w dłonie Zayna, który widząc zachowanie bruneta, jeszcze mocniej przycisnął mnie do siebie, aż zmarszczyłam brwi z podirytowania. Przecież on nie ubija żadnej, cholernej masy na ciasto! Ta siła jest tutaj stanowczo nie na miejscu, panie Malik. - Właśnie dyskutujemy na temat urodzin Louisa - odparł loczek, opierając się ramieniem o framugę. - Też powinniście być przy tej rozmowie - mocno zaakcentował, patrząc się wprost na Zayna, który wlepił na usta leniwy, kpiący uśmieszek.
- Naturalnie przyjacielu - rzucił swoim mrukliwym tonem głosu, ostatnie słowo wypowiadając z niezwykłą dawką jadu. Zmarszczyłam niezadowolona czoło, dając mu mocnego kuksańca w bok, co miało go upomnieć, że nie zamierzam pochwalać takiego zachowania, jednak nie wyglądał na szczególnie tym przejętego. Ba! Po nim to spłynęło jak po kaczce, ot co!
- Już idziemy - wtrąciłam spokojnie, chcąc jakoś załagodzić tę niezręczną - przynajmniej dla mnie - sytuację. Cudem wyplątałam się z silnych ramion szatyna i skierowałam się ku wyjściu, rejestrując kątem oka jak Zayn rusza w moje ślady, potrącając mocno swoim ramieniem Hazzę, którego minął z ostrzegawczym spojrzeniem. Czujecie wy tą przyjacielską więź? Tak. Ja także. 

           Ledwo zdążyłam przekroczyć próg naszego domu, a poczułam jak czyjaś silna dłoń zaciska się na moim nadgarstku i dosyć mocno ciągnie mnie do tyłu, w wyniku czego obróciłam się za siebie, patrząc się z uniesionymi brwiami na Malika. Jego twarz wyrażała dość wiele sprzecznych emocji, wyglądał jakby wewnętrznie z czymś walczył i nie bardzo wiedział co powinien począć. 
- Co zrobiłem? - spytał wprost, patrząc się intensywnie w moje oczy. Czy on to robił naumyślnie? Wiedział, że w ten sposób nie jestem w stanie ustać na własnych nogach i czuję to dziwne napięcie w okolicach dolnej partii brzucha? Jeśli tak, to te zagranie było stanowczo nie fair. 
- Nie rozumiem - bąknęłam, zaczepiając za ucho kosmyk swoich brązowych włosów. 
- Ani razu się do mnie nie odezwałaś odkąd wyszliśmy od Nialla.
- To, że ciągle nie paplam ci nad uchem, nie oznacza, że jest ku temu jakiś większy powód! - stwierdziłam z deka oburzona, wydymając swoje wargi do przodu. Na smakowite usta mulata - na które miałam ponownie ochotę - wpłynął pobłażliwy uśmieszek mówiący "Kogo ty próbujesz oszukać?". 
- Owszem, oznacza - mruknął rozbawiony, przesuwając opuszkami palców po moim nagim ramieniu, gdzie automatycznie pojawiła się gęsia skórka. Znów to dziwaczne uczucie... Giń!
Poruszyłam się niespokojnie w miejscu, zaciskając palce na kancie swojej, już i tak mocno wygniecionej, koszuli, wzdychając przy tym cicho. - Powiedz - wymruczał, pochylając się wprost do mojej szyi. Czubek jego nosa z delikatnością motyla przesunął się po fakturze mojej skóry, na co zadrżałam z podniecenia, ostatkiem sił powstrzymując się przed rzuceniem na jego osobę. No wiecie.... wkońcu nie wypada tak z zaskoczenia. - Proszę - wyszeptał zmysłowo, składając lekki pocałunek tuż za moim uchem. Wypuściłam cichutko powietrze z ust, przymykając na moment powieki. On zdecydowanie wykorzystuje mój brak jakiejkolwiek samokontroli, na swoje cele. 
- Nie podoba mi się twój stosunek względem Harrego - palnęłam, powodując tym samym, że całe to magiczne napięcie między nami, prysło niczym mydlana bańka. Tak Jackson. Ty to potrafisz schrzanić nawet tak piękne chwile. 
Czułam jak mięśnie szatyna napinają się, a jego usta wykrzywiają w niewielkim grymasie. Odsunął się ode mnie delikatnie, wpatrując się w moją twarz swoim wypranym z emocji spojrzeniem, które powodowało nieprzyjemne dreszcze na mym kręgosłupie.
- Ach tak? - stwierdził gorzko, a jego prawa brew podsunęła się ku górze. - A niby to czemu?
Przełknęłam nerwowo ślinę, wymuszając na usta delikatny, uspokajający uśmiech. Tylko tego nie spieprz Rivian!
- Po prostu uważam, że to co robicie jest niezwykle dziecinne - mruknęłam łagodnie, na co mulat prychnął olewająco. - Zayn - skarciłam go, powodując iż zacisnął usta w wąską linię. - Nie chcę, aby bliskie mi osoby raniły się wzajemnie - powiedziałam cicho, marszcząc przy tym czoło. 
- A od kiedy Styles jest ci taki bliski, huh? - warknął wściekle. Westchnęłam cicho, łapiąc go za dłoń, którą zaciskał mocno w pięść. 
- Zawsze był - odparłam szczerze, czując jak jego puls przyśpiesza. Delikatnie pogładziłam kciukiem jego kostki. - Ale to nic nie zmienia. Harry jest moim najlepszym przyjacielem, zresztą twoim też...
- Już nie - stwierdził cierpko, odsuwając się gwałtownie. - Nie będę patrzeć jak ten gnojek się zachowuje względem ciebie!
- Niby jak, Zayn?! - nie wytrzymałam i również podniosłam głos. - Troszczy się o mnie i chce dla mnie jak najlepiej. Jeszcze nigdy mnie nie zranił - broniłam zacięcie loczka, umiejscowując drżące od emocji dłonie, na swoich biodrach. - Nie rozumiem, czemu obaj zachowujecie się jak skończeni idioci!
- Przestań go do jasnej cholery bronić! - wycedził wściekle przez zęby. Jego tęczówki znacznie pociemniały, a głos stał się ochrypły i wyprany z emocji. Dopiero kiedy doprowadziłam go do takiego stanu, zrozumiałam jak głupia byłam, poruszając ten temat. Skończona idiotka. 
- Zayn...
- Nie, Rivian! - krzyknął rozdrażniony, waląc dłonią w ścianę. Podskoczyłam zaskoczona w miejscu, czując jak zaczyna ogarniać mnie pewnego rodzaju strach.  On się nie kontroluje - przemknęło mi przez myśl, jednak wzorowo zignorowałam te słowa. Nie cofnęłam się, nawet kiedy stanął o krok ode mnie, dysząc ciężko i mierząc mnie swoim wrogim spojrzeniem. Skuliłam się lekko w sobie, przywołując na twarz pewnego rodzaju smutek, który mną obecnie zawładną. Tak bardzo nie lubiłam kiedy doprowadzaliśmy do tego typu sytuacji.
- Nie chcę się z tobą kłócić - odparłam, starając się opanować drżenie głosu. - Tak bardzo tego nie chcę - wyszeptałam już bardziej do siebie, obejmując się mocno ramionami. Z szybko bijącym sercem, przymknęłam powieki, czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony szatyna. Wpierw słyszałam jego ciężki oddech, potem kroki, a na koniec akompaniament w postaci trzasku drzwi. Wyszedł zostawiając mnie ponownie samą. 

           Westchnęłam ciężko, pocierając palcami swoje obolałe skronie, jednocześnie przekręcając się na brzuch, unosząc nogi ku górze i krzyżując je w kostkach. Dmuchnęłam w opadającą mi na twarz grzywkę, wpatrując się pustym wzrokiem w ekran laptopa, na którym oglądałam - a raczej próbowałam - ostatni odcinek Plotkary, który przegapiłam poprzez to całe zamieszanie w moim życiu. Minęły dwa dni od mojej kłótni z Zaynem. Przez ten cały czas praktycznie ze sobą nie rozmawialiśmy. Ba! Nawet nie przebywaliśmy w tych samych pomieszczeniach, nie wspominając o niezręcznej ciszy jaka się między nami pojawiała, gdy tylko natknęliśmy się na siebie w drodze do łazienki, bądź też kuchni. Nie podobała mi się ta sytuacja. Czułam się z tym źle, nawet bardzo, jednak nie wiedzieć czemu, ogarniało mnie dziwne wrażenie, że Malik stara się to jak najlepiej ignorować i udać, że nasza mała sprzeczka, wogóle nie miała miejsca. Zupełnie jakby ani trochę go to nie tknęło. 
           - Słucham? - mruknęłam markotnie, przewracając się na swoje plecy i wlepiając brązowe tęczówki w szary sufit, który kilka miesięcy temu był malowany. 
- Nie mów słucham, bo cię wyru...
- Nawet nie próbuj dokończyć! - syknęłam z powagą, aczkolwiek na moich ustach wymalował się lekki, głupkowaty uśmiech. W odpowiedzi usłyszałam ciche sapnięcie pełne oburzenia.
- No wiesz? - burknął męski głos. - Jesteś strasznie niewychowaną osobą Rivian - stwierdził konspiracyjnie, aczkolwiek już mogłam sobie wyobrazić szerokie zadowolenie, jakie ogarnęło jego wargi. Przewróciłam oczami, machając przy tym głową. 
- Ta przypadłość, przeszła mi akurat z ciebie - odgryzłam się, przyglądając się czerwonym trampkom, jakie znajdowały się na moich stopach. Coś mi mówi, że niedługo czeka je solidne czyszczenie. - Więc czemuż zawdzięczam tą przyjemność rozmawiania z tobą? - spytałam, mrużąc przy tym powieki. Chłopak burknął pod nosem kilka niezrozumiałych dla mnie słów, po czym westchnął przeciągle.
- Nie wiem czy pamiętasz, choć strzelam, że raczej nie, naszą ostatnią rozmowę... - zaczął powoli, sprawiając tym samym, że poziom irytacji gromadzącej się wewnątrz mnie podskoczył o jeden stopień. - Chciałaś żebym załatwił ci jakąś pracę, kojarzysz?
Te kilka słów kompletnie wystarczyło, abym zapomniała o całym zdenerwowaniu i poderwała się do góry, skacząc jak jakaś wariatka na miękkim materacu swojego łóżka, wpatrując się intensywnie w swoje odbicie w lustrze, które wisiało na przeciwległej ścianie.
- Mów! - pisnęłam podekscytowana, czując jak od środka opanowuje mnie niesamowita i nieznana mi dotąd euforia. Chłopak odchrząknął znacząco, zapewne wywracając swoimi błękitnymi tęczówkami. 
- Gratuluję panno Jackson, od poniedziałku staje się pani oficjalną kelnerką kawiarni Passion Coffee, która nie da się ukryć, należy do moich szanownych rodziców.
- Jejciu, Jason! Mój ty przystojniczaku, gdybyś tylko tu był, to bezceremonialnie bym cię wyściskała! - zapiszczałam wesoło, co udzieliło się również blondynowi. 
- Zatem zamiast maltretować to biedne łóżko swoją wagą, może zejdziesz do mnie na dół, huh? - zaśmiał się wdzięcznie, na co momentalnie przeniosłam swoje wnikliwe spojrzenie na okno, z którego mogłam dostrzec blondyna, nonszalancko opartego o drzewo, które znajdowało się po przeciwległej stronie ulicy. Zmrużyłam powieki, powoli schodząc na podłogę.
- Zboczeniec.
- Wypraszam sobie! - obruszył się, na co przewróciłam jedynie oczami, rozłączając się bez słowa. Narzuciłam na nagie ramiona cieniutki, błękitny sweterek, po czym chwytając po drodze gumkę do włosów, zbiegłam szybko po schodach, burcząc ciche "wychodzę", w stronę Malika, który od rana razem z Niallem, okupował Playstation, zapewne licząc na pobicie jakiś durnych rekordów, w idiotycznych, odmużdżających grach wojennych. 
- Ciemnoty - mruknęłam pod nosem, przechodząc przez jezdnię, jednocześnie wiążąc włosy w wysokiego, niechlujnego koka, aby choć trochę opanować to ptasie gniazdo na głowie, które później będzie czekać wielogodzinne starcie ze szczotką do włosów. Ewentualnie grzebieniem.
- Potrzebuję czegoś - odparłam w stronę mego towarzysza, który uniósł swe brwi ku górze. - Zimny szejk - mruknęłam w zamyśleniu. - Tak, to jest to - zadecydowałam, mijając Jasona i nawet na niego nie czekając, skierowałam się ku stacji metra.
- Wiesz, nie tak wyobrażałem sobie to namiętne podziękowanie - westchnął z udawanym bólem, na co pomachałam zrezygnowana głową, mrużąc oczy od natrętnego słońca.
- Niestety Romeo, ale póki co, musi ci wystarczyć moje towarzystwo.
- Powinienem teraz odpowiedzieć, że jakoś to przeboleję? - spytał z rozbawieniem, na co przytaknęłam z zadowoleniem głową. 

           - Czemu się nie odzywałaś przez tak długi okres czasu? - spytał poważnie blondyn, na co mina mi nieco zrzedła. Och doprawdy, tylko Sanders potrafi w tak wzorowy sposób zepsuć mi dobry humor. Zdecydowanie powinni przyznać mu za to Oscara. 
Zaczęłam w nerwowy sposób siorbać swojego czekoladowego szejka, chcąc wymyślić na poczekaniu jakąś dobrą wymówkę, która jednak jak na złość, nie chciała mi się nasunąć do głowy. Wspominałam, że kiepski ze mnie kłamca? Typowy przykład: moja ostatnia rozmowa z Lou w Starbucksie. Kompletna wpadka po tym, jak malinkę, którą naznaczył mnie Zayn, wyjaśniłam jako poparzenie przez lokówkę, której nawet nie mam w swoim posiadaniu. Nawet taki nierozgarnięty Tomlinson potrafi połapać się w moim "mijaniu się z prawdą". 
- Nie kupisz tekstu "Byłam zbyt zajęta i miałam kompletne urwanie głowy"? - spytałam z nadzieją, jednak widząc surowe spojrzenie chłopaka, westchnęłam cicho, spuszczając wzrok na swoje buty. - Sama nie wiem Jason... Ostatnio tyle dzieje się w moim życiu - odparłam szczerze. Blondyn wrzucił do pobliskiego śmietnika pusty, plastikowy kubek po swoim truskawkowym"deserze", po czym przerzucił ramię przez oparcie ławki, na której obecnie siedzieliśmy, wlepiając we mnie swoje intensywne oczy. 
- To dobre zmiany?
- Tak. Nie... Och, sama nie potrafię tego ocenić! - wybąkałam załamana, podciągając nogi pod brodę, szczelnie obejmując je ramionami. - Po prostu czuję się kompletnie zagubiona. Zupełnie jakbym nie była sobą. Niby wszystko wokół mnie jest takie same, a jednak inne. Nie potrafię się odnaleźć w swoim położeniu, znaleźć tego cholernego wyjścia. Nie mam pojęcia jak naprawić to wszystko, aby było dobrze - zwierzyłam się, przenosząc na niego swoje nieobecne spojrzenie. - Mam wrażenie, że wszyscy czegoś ode mnie wymagają, a ja nie potrafię im tego dać. Do tego przez pewną... osobę, wszystko zaczęło się chrzanić. Sama nie wiem czy mam siłę, aby sama to wszystko poskładać.
- Przecież nie jesteś sama - zaspekulował, marszcząc przy tym czoło. - Masz mnie - potarł przyjaźnie moje ramię. - I chłopaków.... - dodał z lekkim grymasem. - Ale głównie chodzi o mnie - wyszczerzył się szeroko, na co słabo odwzajemniłam gest.
- Boję się tylko, że ty możesz mi w tym nie pomóc - wyszeptałam najciszej jak się dało, czując na sobie zmartwiony wzrok niebieskich tęczówek przyjaciela. 









Od autorki:
                                                            Nudy, nudy, nudy! T.T
Dno totalne z dodatkiem wodorostów ;c
Ech sama nie wiem czemu, nie potrafiłam nic zrobić mądrego, a zarazem intrygującego z tym rozdziałem, przez co wyszło "takie nic". Jestem kompletnie załamana - to chyba najgorsza notka ze wszystkich! Nic nie wprowadza, wszystko jest takie chaotyczne, nietrzymające się kupy... A te wydarzenia! Są jak z jakiegoś dennego tasiemca dla nastolatek! ;(
Wybaczcie ten szajs - najwyraźniej, jak zapewne większość autorek opowiadań, miałam czarną dziurę we łbie i chwilowe przystopowanie weny. 
Dziękuję Wam z całego, uradowanego serducha za wszystkie komentarze, naprawdę cieszę się, że jesteście ze mną i że tyle osób czyta moje wypociny, które czasem nie mają najmniejszego sensu. Kocham i jeszcze raz dziękuję za to, że jesteście ze mną - to dla mnie naprawdę wiele znaczy! :* <3

PS  Jeszcze raz wielkie przeprosiny, wiem że zawiodłam!



нσρє♥