czwartek, 8 sierpnia 2013

Rozdział 5


"Mój osobisty narkotyk, którego dzienne dawki, powoli zaczynają się zwiększać"

     Kap. Kap. Kap. Kurwa! Zaraz dostanę szału, jeśli ta pierdolona cisza się nie skończy jak najszybciej! W pokoju obecnie panowały egipskie ciemności, a deszcz, który uderzał miarowo o szybę, był jedynym akompaniamentem, dla mojego niespokojnego oddechu. Przymknęłam mocno powieki i z całej siły przycisnęłam do twarzy puchową poduszkę, tłumiąc tym samym mruczenie pełne irytacji. Jestem kompletną kretynką. Leżę sama na tym cholernym łóżku, moja głowa zwisa kilka centymetrów nad podłogą, a ja narzekam na pieprzoną nudę. Skoro ci nie pasuje, to po jakiego czorta, żeś zamknęła się w tym pokoju?! -krzyknął w mojej głowie jakiś sfrustrowany głosik, na co moje usta utworzyły się w jeszcze większy grymas niezadowolenia. No właśnie, czemu to zrobiłam? Odpowiedź była bardzo prosta. Nie miałam najmniejszej ochoty spędzać czasu w towarzystwie Payne'a i tej rudowłosej suki. Nie chciałam patrzeć na to jak dziewczyna z zadowoleniem obstawia kolana Zayn'a, posyłając mi pełne wyższości spojrzenie i triumfujący uśmieszek. Jak tuli się do jego rozgrzanego torsu i niby przypadkiem zahacza swoimi ostrymi pazurami o jego opaloną, gładką skórę. 
-"To moja ZNAJOMA Millie" -przedrzeźniłam głos mulata, rzucając wściekła poduszką o przeciwległą ścianę. Przekręciłam się bezwiednie na brzuch, smyrając opuszkami palców biały, puszysty dywanik, w który wgapiałam się bez najmniejszego celu. Przecież znajomi się tak nie zachowują! Czy ja wdzięczę się i wypinam swoimi atutami do Harrego bądź Louisa?! Oczywiście, że nie! Ponieważ PRZYJACIELE, czy też ZNAJOMI tak się nie zachowują! Ale nie tutaj leżało sedno całej sytuacji. O nie! Problem był w tym, że Malik kompletnie wydawał się tego nie zauważać! Ba! On się nawet uśmiechał od czasu do czasu i ani razu nie zwrócił uwagi tej rudej wywłoce, że zachowuje się nieodpowiednio. To bolało. I to bardzo.
-Riv? -usłyszałam za drzwiami zachrypnięty głos, a chwilę później drewniana powierzchnia otworzyła się szerzej. Zmrużyłam powieki, gdyż światło padające z korytarza oślepiło mnie do tego stopnia, że przed oczami miałam czarne plamki, formujące się w przeróżne kształty.
-Jasne, wchodź. Bo po co pukać? Teraz już nikt tak nie robi -warknęłam zła. Ah ten mój przyjaciel sarkazm, jesteśmy niemal nierozłączni!
W odpowiedzi usłyszałam głośne prychnięcie, a chwilę później drzwi zamknęły się z cichym skrzypem, dzięki czemu ponownie odzyskałam zdolność widzenia. Być może zabrzmi to teraz dziwnie, ale w ciemności mogłam lepiej przyjrzeć się jego wyglądowi. Biała koszulka opinająca idealnie każdy mięsień jego ciała. Ciemne dżinsy zwisające w kroku i opinające jego seksowny tyłek, a do tego czarne vansy, które tak bardzo lubił. Włosy jak zwykle pozostawione miał w lekkim nieładzie, zaś z jego twarzy nie sposób było wyczytać nic. Pełne, ponętne usta zaciśnięte były w wąską linię, zaś oczy dokładnie lustrowały moją twarz, która również nie wyrażała niczego szczególnego. Przez chwilę po prostu patrzyliśmy się tak na siebie w ciszy, jakby każde z nas chciało zapamiętać tą drugą osobę na pamięć.
-Przyszedłeś tutaj w jakimś konkretnym celu? -uniosłam do góry brew, podpierając się lekko na łokciach, aby choć trochę odciążyć kark, który cały czas był podstawą dla mojej głowy, która była zadarta do góry, aby móc swobodnie badać chłopaka wzrokiem.
-Na dole wszyscy się świetnie bawią -odparł obojętnie, brawurowo ignorując moje wcześniejsze pytanie. Zgryzłam mocno wnętrze policzka, aby przypadkiem nie wybuchnąć. Sam nie lubi kiedy ktoś zachowuje się tak wobec niego, ale on sam bez żadnych skropułów traktuje mnie w taki chamski sposób. Pierdolony Malik.
-Świetnie, pozdrów resztę ode mnie -warknęłam zła, wstając do pionu i patrząc się na niego wyczekująco. Chłopak zacisnął mocno swoją szczękę widząc moje zachowanie wobec jego osoby. Nie dość, że byłam pyskata wobec wielkiego Malika, to do tego jeszcze w dość niekulturalny sposób dawałam mu do zrozumienia, że nie jest tu mile widziany. Oj grabisz sobie panno Jackson.
-Przestaniesz wreszcie? -syknął jadowicie w moją stronę. -Nie zachowuj się jak rozkapryszona gówniara -zagotowało się we mnie. Ja się tak zachowuję?! JA?!
-Wypieprzaj stąd Zayn! -krzyknęłam najgłośniej jak tylko potrafiłam. Mogłam się założyć, że głośne śmiechy jakie roznosiły się obecnie w salonie, momentalnie ucichły. Chrzanić to, mam w dupie czy będą podsłuchiwać czy nie. Mało tego. Ruda suka z pewnością ucieszy się na wieść o naszej ostrej wymianie zdań, zatem żyć nie umierać normalnie! Kurwa carpe diem*!
Reakcje Malika na moje słowa były następujące. Wpierw irytacja i niedowierzanie, a potem furia i wściekłość, jaka malowała się na całej jego napiętej twarzy. Zacisnął jedną dłoń w pięść zaś drugą wplątał we włosy, które zaczął mocno przeczesywać i pociągać lekko ku górze. Dobrze wiedziałam czemu to robił. Starał się choć trochę uspokoić, jednak niezbyt dobrze mu to szło. Oddech cały czas był szybki i urwany, a mięśnie ani na moment się nie rozluźniły. Palce już mu niemal zbielały od siły z jaką je zaciskał, a ja? Po prostu stałam i z zaciętym wyrazem twarzy czekałam aż ruszy swój seksowny pieprzony zad i wreszcie zostawi mnie w spokoju.
-Nigdy -krok w  moją stronę. -Nie podnoś -kolejny krok -Na mnie -znów coraz bliżej -Głosu -syczy mi prosto w twarz, na co lekko się wzdrygnęłam. Przełknęłam ślinę, która uporczywie tworzyła gulę w moim gardle, po czym zgryzłam mocno wnętrze policzka, przymykając na moment powieki. Nie chciałam widzieć jego wzroku, w którym można było dostrzec jedynie chęć przywalenia mi. Oczywiście jeszcze nigdy nie zdarzyło się, aby Zayn uderzył jakąkolwiek dziewczynę w tym mnie, jednak zawsze w takich momentach mam jakieś dziwne wrażenie, że kiedyś przesadzę i nieźle mi się dostanie. Sam widok jego wściekłej twarzy, spowodowanej przez moje zachowanie, bolało jak cholera.
Z tak bliskiej odległości dokładnie czułam jego starannie dobrane perfumy, którymi przesiąknięty był niemal każdy skrawek jego idealnego ciała. Doprowadzało mnie to do niesamowitego stanu podniecenia, zupełnie jakby coś mogło się pomiędzy nami zaraz wydarzyć. Wiedziałam, że była to tylko moja wyobraźnia, jednak widocznie jestem jedną z tych naiwnych dziewczyn, które myślą, że fikcja stanie się rzeczywistością.
-Rivian Loreen Carmen Jackson -wyszeptał miękko moje pełne imię, a chwilę później jego kciuk zaczął delikatnie gładzić wierzch mojego policzka. W tym momencie dziękowałam Bogu, że jest ciemno i niemożliwe było zobaczenie mojego dorodnego rumieńca, jaki wkradł się na moją zawstydzoną twarz. Westchnęłam cichutko, niemalże błogo, rozkoszując się dotykiem, którym przyprawiał mnie o zawrotne bicie serca i stado motylków w dolnej partii mojego brzucha. Nie wiem czemu, ale zawsze uwielbiałam, gdy mówił moje imię. W jego ustach brzmiało to tak czule i pięknie, nikt inny nie potrafił tak do mnie powiedzieć. 
Po chwili jednak czar prysł, gdy szatyn gwałtownie cofnął swoją dłoń, jakby się poparzył. Automatycznie otworzyłam powieki, przyglądając się zdziwiona jego niecodziennej mimice twarzy. Wyglądał na takiego z lekka zaskoczonego i zdezorientowanego? Może to było spowodowane moim rozanielonym wyrazem twarzy? A może zupełnie nieświadoma powiedziałam coś, co doprowadziło go do takiego stanu? Nie mam pojęcia, jednak zdecydowanie nie odpowiadało mi jego zachowanie. Jednak kilka sekund później, ponownie powrócił do swojego obojętnego wyrazu twarzy, którego tak u niego nienawidziłam. Zombie pozbawiony uczuć -pomyślałam z grymasem, przygryzając swoją dolną wargę.
-Czemu do nas nie zejdziesz? -spytał podejżliwie, wzorowo zmieniają temat i atmosferę panującą wokół nas. Westchnęłam ciężko, przeczesując swoje brązowe włosy palcami.
-Ponieważ nie mam ochoty -burknęłam z grymasem, podchodząc do szuflady, w której trzymałam piżamę. Liczyłam na to, że to już koniec naszej rozmowy i szatyn wreszcie zostawi mnie sam na sam z moimi głupimi myślami, jednak bardzo się przeliczyłam.
-A nie dlatego, że jest tam Millie? -rzucił z kpiną, na co kompletnie mnie zamurowało.
-Słucham? -spytałam cicho, nawet nie odwracając się do niego przodem. O wiele łatwiej było mi z nim rozmawiać, gdy nie musiałam wgapiać się w tą jego kurewsko seksowną i przystojną twarz.
-To co słyszałaś. Myślisz, że jestem ślepy i nie widzę jak się na nią patrzysz? -ciągnął  dalej temat, a moje palce coraz bardziej zaciskały się na kancie szuflady, która w połowie już była otwarta. Szkoda tylko, że nie zauważyłeś jak ona gapiła się na mnie -przemknęło mi przez myśl. Powoli odwróciłam się do niego przodem, opierając plecami o drewnianą komodę. Stał na środku pokoju ze skrzyżowanymi na piersi rękami i wlepiał we mnie to swoje intensywne spojrzenie, jakby chciał wyłapać z mojej twarzy coś, o czym jeszcze nie wiedział.
-Nie o to chodzi -mruknęłam, odchrząkując cicho. -Powiedziałeś, że to twoja znajoma, tak? -powiedziałam niepewnie, czekając na jego reakcję. Widziałam jak jego brew drgnęła nieznacznie ku górze, jednak kiwnął jedynie głową, na znak abym kontynuowała. -Po prostu uważam, że ona zachowuje się jakby była twoją dziewczyną. A tobie najwyraźniej to wogóle nie przeszkadza -palnęłam, zanim pomyślałam nad tym co wogóle gadam. Kretynka! Już wyobrażałam sobie jak podbiegam do pierwszej lepszej ściany i walę o nią głową.
-Nie rozumiem cię Riv. Co z tego, że się tak zachowuje? Dla mnie to jedynie znajoma i tyle -wzruszył ramionami. -Czyżbyś była zazdrosna? -spytał zaczepnie, uśmiechając się figlarnie, na co spłonęłam jeszcze większym rumieńcem. Chrzań się Malik!
-Po prostu się o ciebie martwię -bąknęłam cicho, po czym łapiąc do ręki piżamę umknęłam do łazienki, zostawiając nieco zdezorientowanego mulata samego. Sprzedałam mu pierwsze lepsze kłamstwo, które w sumie po części było prawdą.  Dobra robota Rivian, grę aktorska masz już niemalże opanowaną!

 Rano obudziłam się dość...niechętnie. A to w moim wykonaniu było bardzo dziwne, gdyż zazwyczaj ciężko jest mi się przyzwyczaić do nowego miejsca. Tu jednak bez żadnego problemu zgłębiłam się w krainę Morfeusza i gdyby tego było mało to jeszcze przeklinałam w myślach hałasy, jakie wybudziły mnie ze wspaniałego stanu ukojenia. A było mi tak dobrze!
Jęknęłam cicho zdegustowana, po czym usiadłam energicznie na łóżku i przeciągnęłam się mocno, wyginając jak rasowej klasy kotka. Zerknęłam na wyświetlacz telefonu i westchnęłam ciężko widząc piętnaście nieodebranych połączeń. Osiem od rodziców, trzy od Jasona i cztery od Louisa, który w bardzo inteligentny sposób  próbował mnie zmusić do podniesienia się z tego wykurwiście wygodnego łóżka. Ma chłopaczyna szczęście, że mam twardy sen, bo inaczej byłoby z nim krucho.
Z lekkim grymasem na twarzy powoli zaczęłam pokonywać schody, które wierzcie mi na słowo, w tym momencie stanowiły dla mnie spore wyzwanie. Ale cóż się dziwić. Chwiące się nogi, spuszczona głowa i półprzymknięte powieki, które utrudniają jakąkolwiek widoczność. W tym momencie mój stan był więcej niż "Krytyczny". 
Zupełnie nie przejmując się tym, że mam na  sobie za dużą koszulkę z ziewającym smerfem i kuse spodenki, które zdecydowanie więcej odkrywały niż zakrywały, wlazłam przyćmiona do kuchni, w  której siedzieli już prawie wszyscy domownicy. Zgadnijcie, na kim skupiła się obecnie uwaga? 
-No co? -burknęłam z wyrzutem, odgarniając z twarzy włosy, które zapewne odstawały na wszystkie możliwe strony świata. Oh już widzę tę nieuniknioną, poranną walkę. Tylko ja i szczotka do włosów. Zginął niewinni ludzie, mówię wam.
-A myślałem, że to moja Gaia ma humorki z rana -zachichotał Lou, na co zaraz został zmiażdżony moim groźnym spojrzeniem. Halo! On mnie porównuje do swojego chomika! Który na dodatek śmierdzi, jest gruby i mnie cholernie nie lubi. Zresztą vice versa.  
-Czyżbyś latała wieczorem na swoim tęczowym jednorożcu? -zachichotał Horan, chwytając kosmyk moich włosów, który odstawał do góry. Reszta zawtórowała Niallowi, a rozradowany Hazza omal nie zleciał na podłogę.  Zacisnęłam mocno palce na kancie krzesełka, warcząc pod nosem masę przekleństw skierowanych do blondaska i całej reszty.
-Rzeczywiście, bardzo dojrzałe -mruknęłam podpierając brodę na ręce i powodując tym samym jeszcze większe salwy śmiechu. -Idioci -syknęłam, krzyżując ramiona na piersi i wlepiając obrażone spojrzenie w stół, na którym stały tosty, jajecznica i kilka kanapek. Cóż jedno było pewne. Loczek pod żadnym pozorem nie odwiedzał dzisiaj kuchni.
-Oj Rivuś, nie obrażaj się -ledwo wybełkotał przez śmiech rozbawiony Harry, obejmując mnie pocieszycielsko ramieniem. -Jak dla mnie wyglądasz bardzo seksownie -wyszeptał mi na ucho, na co oblałam się lekkim rumieńcem.
-Chrzań się Styles -mruknęłam z grymasem, odsuwając się od niego, na co posłał mi te swój uroczy uśmiech. Kurwa te dołeczki! Nienawidzę w nim tego! Po prostu nie sposób się im oprzeć! 
-Dzień dobry -usłyszałam wesoły głos, na co jęknęłam zdegustowana, niechętnie przenosząc wzrok na osobę, która zawitała w pomieszczeniu. Rudowłosa suka, jak zwykle musiała wyglądać olśniewająco. Jej włosy układały się dzisiaj w delikatne fale i z wdziękiem okalały jej brzoskwiniową twarz, na której widniało kilka pojedynczych piegów, które jedynie dodawały jej uroku. Jej zgrabną sylwetkę podkreślała letnia sukienka bez ramiączek, kończąca się w połowie uda, przez co doskonale eksponowała jej długie, opalone nogi. Zapewne niejedna modelka mogłaby jej pozazdrościć urody jak i figury. Pieprzona Millie. Cholerna zazdrośnica -syknął złośliwy głosik, na co prychnęłam w duchu. Ja zazdrosna? Nie w tym wcieleniu! 
Czułam jak widelec ugina mi się niemal w ręku, gdy zauważyłam Malika zajmującego miejsce obok rudzielca. Albo mi się wydaje, albo prawa powieka zaczyna mi niebezpiecznie drgać. Chyba powinnam udać się z tym do specjalisty.
Wzdrygnęłam się nieznacznie, gdy moje oczy spotkały się z ciemnymi tęczówkami Zayn'a. Jak zwykle jego twarz była nieodgadniona, jednak miałam dziwne wrażenie, że nad czymś się zaciekle zastanawiał. Może chodziło o naszą wczorajszą, dość nietypową rozmowę? 
-Zjedz coś, bo jesteś blada jak ściana -mruknął obojętnie Malik, na co drgnęłam, czując nieprzyjemne kłucie w sercu. Dobra, jest o coś zły. Pytanie tylko o co? Taa do Sherlocka to mi raczej daleko.
Mimo to jego postawa tak cholernie mnie zaskoczyła, że po prostu nie byłam w stanie poruszyć się choćby o centymetr. Kompletny paraliż od stóp po samą głowę. Dopiero kiedy poczułam czyjąś dłoń na udzie, ocknęłam się mrugając szybko powiekami. Odwróciłam głowę w bok i napotkałam zatroskany wzrok Hazzy, który z pewnością zauważył napięcie pomiędzy mną, a mulatem. Uśmiechnęłam się do niego nikle, chcąc pokazać, że wszystko jest w porządku, po czym zaczęłam grzebać widelcem w talerzu, cały czas pogrążając się w myśli "Co ja takiego zrobiłam?"

-Żartujesz sobie ze mnie? -burknęłam krzyżując ramiona na piersi i przyglądając się wyszczerzonemu od ucha do ucha  Tomlinsonowi, który machał mi przed twarzą jakimś skąpym bikini. Już ścierka kuchenna więcej by zakrywała!
-Ani trochę -odparł wesoło rzucając w moją stronę strojem kąpielowym, który złapałam w ostatniej chwili. Nie ma mowy nie pokażę się w tym! 
-Rivuś głuptasku sama jesteś sobie winna -zaszczebiotał wesoło, puszczając mi oczko i zostawiając mnie samą. Zacisnęłam mocno wargi, czując jak się we mnie gotuje. Coś czuję, że ta żyłka, która pulsuje mi na czole niedługo zrobi wielkie "Bum".  Nie moja wina, że zapomniałam wziąć ze sobą stroju kąpielowego! Nawet nie sądziłam, że będzie mi potrzebny. Jesteś skończoną kretynką. Tylko idioci przyjeżdżają do Atlanty, która słynie z tylu pięknych plaż, bez bikini! -krzyknął piskliwy głosik. 
-No jasne -warknęłam pod nosem, z grymasem powoli zakładając na siebie te "szmatki". Kiedy stanęłam przed lustrem jęknęłam sfrustrowana, przyglądając się dokładnie swojemu odbiciu. Z pewnością większej chodzącej po tym świecie katastrofy nie widziałam. (strój >>KLIK<<). Szybko narzuciłam na siebie bladoróżową sukienkę do połowy uda i migiem pognałam na dół, gdzie już wszyscy na mnie czekali. Gdy twarze wszystkich zwróciły się ku mojej osobie, poczułam jak moje policzki oblewa szkarłatna czerwień. Co ja, wystawa muzealna?!
-Na co się tak gapicie? -bąknęłam zła, przystępując z nogi na nogę, co zapewne wyglądało tak, jakbym miała silną potrzebę odwiedzenia łazienki. 
-Jedziemy! -krzyknął wesoło Irlandczyk, łapiąc mnie za dłoń i ciągnąc w stronę wyjścia. Przewróciłam oczami widząc jego entuzjazm. Doprawdy nawet sześcioletnie dziecko nie ma w sobie tyle pozytywnej energii co Niall. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem. Chyba za to go właśnie kocham. Zawsze traktowałam go jak młodszego braciszka, mimo iż on jest starszy, którego nigdy nie dane było mi mieć.
-Jedziemy w tych samych składach co ostatnio! -zaszczebiotał Lou, rzucając się na tylne siedzenia samochodu i przepychając w środku razem z Horanem. Pomachałam zrezygnowana głową, po czym podeszłam do drzwi. Już miałam złapać za klamkę, kiedy poczułam jak ktoś odpycha mnie na bok, a sam zajmuje moje miejsce.
-Wybacz Rivuś, ale mam chorobę lokomocyjną i nie mogę jeździć z tyłu -uśmiechnęła się do mnie słodko rudowłosa dziewczyna, moje imię wypowiadając z mocnym obrzydzeniem. A to suka!
-Ale...
-Przestań zachowywać sie jak dziecko i wsiadaj do tego pieprzonego samochodu Rivian! -warknął ostro Zayn, który przyglądał się całej sytuacji. Rozchyliłam niedowierzająco wargi, czując jak serce przyśpiesza swojego biegu. Jak on...Jak on może stawać po jej stronie? Przecież widział jak się przed chwilą zachowała. Czy on naprawdę jest aż tak ślepy, że nie widzi jaka jest naprawdę? 
Przełknęłam gulę w gardle, która stawała się coraz większa i utrudniała mi oddychanie. Nie potrafiłam znieść kiedy był taki wobec mnie. Gdy patrzył się na mnie w tak obojętny sposób i podnosił głos, mimo że nic takiego się przecież nie stało. To mnie tak cholernie bolało. Tyle razy już mnie zranił. Tyle razy skrzywdził, a ja idiotka zamiast sobie odpuścić to zakochuję się w nim coraz bardziej. Czasami zastanawiam się, czy aby na pewno nie jestem jakąś pieprzoną masochistką. 
Malik stał w ciszy i dokładnie lustrował moją twarz wzrokiem, jakby chciał wyczytać moją reakcję. Dopiero kiedy do oczu napłynęły mi łzy, a nasze tęczówki spotkały się ze sobą, widziałam jak sam minimalnie otwiera usta i rozszerza nieco źrenice, jakby nie mógł uwierzyć, że to on doprowadził mnie do takiego stanu.
-Ri... -zaczął już nieco łagodniej, jednak nawet nie dokończył, gdyż przerwał mu w tym brutalnie Harry, który pojawił się tuż obok mnie.
-Jedziemy -odparł stanowczo, łapiąc moją trzęsącą się rękę w swoją i ciągnąc mnie do swojego samochodu. Bez słowa usiadłam z nim na tylnych siedzeniach, czując na sobie tylko ukradkowe spojrzenie Liama, który siedział za kierownicą i co jakiś czas zerkał we wsteczne lusterko. W tym momencie nawet towarzystwo Payne'a nie robiło dla mnie większego znaczenia.
-Malik jest pieprzonym kretynem, jeśli nie zauważa tego jak cię rani -wyszeptał cicho Hazza, przysuwając mnie mocno do siebie i całując w czoło. Nie wytrzymałam. Po prostu rozpłakałam się jak małe bezbronne dziecko, wtulając się w ciepłe ciało Harrego, który jako jedyny był mi w tej chwili najbliższy. Mój osobisty narkotyk, którego dzienne dawki, powoli zaczynają się zwiększać.









Od autorki:
 Jejciu. Cóż może najpierw powiem, że nie wierzę, naprawdę nie wierzę, że poprzedni rozdział Wam się spodobał. Jak dla mnie to była istna katastrofa, gdyż uważam, że mogłam go napisać o wiele, wiele lepiej :/
Według Was był dobry, według mnie zły, ale przynajmniej w jednym się zgadzamy....Był strasznie króciutki ^^"
W zamian za to, dzisiejszy był nieco dłuższy! :D
Cóż rudowłosa małpeczka dużo namiesza, oj dużo i możecie spodziewać się po niej najgorszego. Zresztą zobaczycie w następnych rozdziałach do czego to wszystko doprowadzi, ale z pewnością do niczego dobrego.  Jeśli chodzi o Liama, to mam pewne plany co do jego "znajomości" z Rivian, ale to dopiero później. Póki co, na razie nic się nie zmieni między nimi. Jeśli chodzi o uwagę Lynette to jestem Ci bardzo wdzięczna za to, że wskazałaś mi ten błąd, bo w życiu bym nie przypuszczała, że owy zapis jest niepoprawny. Starałam się pisząc ten rozdział pamiętać o twojej uwadze, ale cholera jasna, już w połowie tekstu zapomniałam się i nie miałam siły zmieniać prawie całej notki :d Mimo to będę to szlifować i postaram się następny napisać poprawnie! :*
Jeśli chodzi o naszego kochanego Harrego, to straszny z niego uparciuch, aczkolwiek nie raz pomoże Riv w trudnych sytuacjach. Być może wyda Wam się to dziwne, ale już miałam pewien pomył podczas zakończenia opowiadania, a to zdarza mi się bardzo rzadko ^^"
Cieszę się, że zyskuję nowych czytelników, to dla mnie bardzo wiele znaczy <3
Jest jeszcze jedna sprawa!
A mianowicie jeśli chodzi o różnego rodzaju nominacje, to naprawdę cieszę się z całego serduszka, że napływają do mnie wiadomości o treści "Zostałaś nominowana..." aczkolwiek niestety nie biorę w tym udziału :/ Uważam, że to po prostu nie dla mnie, tak więc bardzo przepraszam i jeszcze raz BARDZO DZIĘKUJĘ za wszelkie nominacje  :)



Czytasz=komentujesz



нσρє♥

15 komentarzy:

  1. Istne cudo! Jesteś wspaniała <3
    Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością.

    A byłaś już u mnie? To ten adres: niewierne-uczucia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudeńko ;3 Czekam na nn <3 kocham cię >3

    OdpowiedzUsuń
  3. rozdział genialny *.* Jak Malik może się tak zachowywać?! no jak :C? Na szczęście jest Harry <3 ..
    Napisałabym więcej ale niestety właśnie wychodzę z domu więc jedyne co mogę napisać to : Czekam na następny
    krzykbezsilnosci.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak już nowa o nowych czytelnikach :p Masz świetne pióro jeżeli mogę to tak określić,piszesz obłędnie,wprowadzasz człowieka w stan zapomnienia gdy tylko zaczyna czytać .Twój blog jest świetny,a akcja która rozwija się z rozdziału na rozdział jest bardzo intrygująca.Bardzo podoba mi się w jaki sposób opisujesz odczucia głównych bohaterów .Już nie mogę się doczekać nowych notek,życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. zajebisty nic dodać nic ująć <olcia

    OdpowiedzUsuń
  6. Aaa, to jest cuuuuudowne ! Po prostu uwielbiam. Nie mogę się doczekać kolejnego.:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jesteś cudowna!!!!! A ta ruda to w łep powinna dostać. Czekam na next :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Niezwykły rozdział, cudo ciesze się, że Harry tak sie nią opiekuje. Dawaj szybko następny :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Cudny ;-)) Patii

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny rozdział jak zawszę doprowadziłaś mnie do płaczu. czuje że Harry będzie z Riv żeby wywołać zazdrość w Maliku :D kocham i jak zawszę boski rozdział i dla mnie zawszę będzie za krótkie twoje opowiadanie masz zajebisty talent <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Genialne !!!!!!!! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  12. Koleeejny :) zola

    OdpowiedzUsuń
  13. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń